Nie potrafię znaleźć między nami centralnego punktu odniesienia, martwi mnie to. Drażnią mnie Twoje wady - tak, zdążyłam je zauważyć, miliony razy prześwietlić, studiować przez wiele nocy.. Jednak coś mi imponuje, coś przyciąga, nie pozwala odpyskować, obraca wszystko w żart. A w myślach sama do siebie krzyczę: Weź się dziecko, bo inaczej święty od ogarniania będzie musiał zapukać do twojego życia..
Dlaczego tak bardzo nie jestem pewna swych wyborów? Dlaczego tak trudno podjąć mi jakąś gwałtowną decyzję, w końcu czas na zmiany! Tkwię na tym pustkowiu od kilku dobrych miesięcy, nie zniosę tego dłużej. Brak mi odwagi, wewnętrznej odwagi przede wszystkim. Potrzebuję dużo czasu, z którego i tak nic nie zyskuję. Po co ta cała konfuzja..?
Boże, daj mi siły. Prawie po feriach, a tu zero zmian, zero nowości, zero poznanych ludzi, kilka osób wniebowziętych, kilka załamanych. No cóż, znów wychodzę na zero. Stoję w miejscu. Znów tylko to banalna grawitacja..
|