Wczoraj wieczorem Ojciec wszedł do pokoju, usiadł na łóżku i oznajmił mi, że nie ma takiej opcji, żeby dalej trzymała ze swoim obecnym towarzystwem. Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać, ale on był śmiertelnie poważny. Powiedziałam mu, że nie ma takiej opcji, żeby on mi mówił z kim mam trzymać a z kim nie. Wstał i rzucił chłodno "Koniec dyskusji. Żadnego wychodzenia z domu po 19:30 i nie chce tu widzieć nikogo z Twoich byłych znajomych". W tym momencie zrobiło mi się po prostu słabo, bo wiem, że teraz, choćby miał spać pod drzwiami, nie pozwoli żebym żyła tak jak dotychczas... Bóg zadrwił ze mnie po raz kolejny. To już nie jest śmieszne...
|