Alicja siedziała na fotelu pasażera. Dłonie, zaciśnięte w pięści, spoczywały na pozór spokojnie na kolanach, oczy bez wyrazu patrzyły na przednią szybę. Albo trochę dalej. Usta, zaciśnięte do granic możliwości, nie układały się w podkówkę. Była blada i piękna. Tak przynajmniej uważał Maciej.
Siedział za kierownicą. Chciał krzyczeć, wyć. I chciał na nią patrzeć. Ale jechał skupiony na drodze, z rękoma na kole kierownicy. Gniewnie przerzucał biegi. Gwałtownie wciskał pedały. Jechali w całkowitym milczeniu, radio nie grało, nikt go przecież nie włączył.
Zamknęła oczy, przełknęła ślinę, odchrząknęła cicho, bojąc się, że głos odmówi jej posłuszeństwa.
- Zjedź tutaj, w tą drogę, proszę. – Powiedziała powoli, wskazując leśny parking. Maciej zwolnił, skręcił, zatrzymał samochód i wyłączył silnik. Ręce dalej trzymał na kierownicy, patrzył przed siebie, oddychał powoli, miarowo.
- No powiedz coś, dlaczego taki jesteś? – zapytała, chociaż doskonale przecież znała odpowiedź.
|