Czuję, drogi przyjacielu, przytłaczający ciężar twej nieobecności. Nie mogę żyć bez ciebie, czuję to, i to mnie najbardziej trwoży. Sto razy na dzień przebiegam wspólnym pobytem pamiętne miejsca i nigdy cię nie odnajduję. Czekam na ciebie o zwykłej porze: mija godzina, a ty się nie zjawiasz. Wszystko, co oglądam, przypomina mi twą obecność, a zarazem oznajmia żem cię utraciła. Ty nie doznajesz tej straszliwej tortury. Tylko twe serce może się skarżyć na me oddalenie. O, gdybyś wiedział, o ile gorszą udręką jest pozostanie na miejscu po rozłące, wolałbyś twój stan od mego! Żebym choć śmiała narzekać! Gdybym śmiała mówić o mych troskach, znalazłabym ulgę w wyjawionym cierpieniu. Ale nie licząc westchnień, które czasem tylko słyszy kuzynka, muszę stłumić łkania i powstrzymać łzy, uśmiechając się, gdy czuję, że umieram. /// List XXV od Julii.
|