to nie mogło być aż tak straszne, więc wepchnęłam słuchawki w uszy i poszłam, wybierając ulice, którymi chodziliśmy najczęściej. piosenki przywoływały wspomnienia, zanim przeszłam połowę drogi dzielącą mnie od parku, z oczu płynęły mi łzy. powoli, jedna po drugiej skrywając się w szaliku. nie miałam pojęcia, że te miejsca wywołają nie tylko tyle wspomnień, ale też ogrom bólu. szłam alejkami, a przed oczami miałam każde nasze spotkanie, każdy pocałunek, każdą chorą sprzeczkę. usiadłam na ławce, na której siedzieliśmy razem, ostatni raz. siedziałam pół godziny płacząc głośno, bo w pobliżu nie było nikogo. czułam tylko rozczarowanie i samotność. już nawet nie tęsknotę, ale samotność. coraz dotkliwszą samotność, zżerającą mnie od wewnątrz. widziałam wyraźnie, jak siedział obok i kładł mi głowę na ramieniu, widziałam to dziecko, które biegało brodząc w złotych liściach. słyszałam słowa, słyszałam jak mówi, że mnie kocha. będę tam wracać jak najczęściej, dopóki nie przestanie boleć/ kogos :P
|