|
waniilia.moblo.pl
nie zapomniałam. przynajmniej raz w ciągu godziny myślę o tobie. chociaż wiem że to niedozwolone.
|
|
|
nie zapomniałam. przynajmniej raz w ciągu godziny myślę o tobie. chociaż wiem, że to niedozwolone.
|
|
|
- cześć. co słychać? - heej. świetnie, ale wiesz, jesteś złodziejem. - niby dlaczego? - ukradłeś mi moje serce.
|
|
|
o godzinie piątej pięć, słońce zaświeciło prosto w jej oczy. wstała z łóżka, z zamiarem zasłonięcia niesfornych rolet, ale ptaki śpiewały tak cudownie, że wpadła na pomysł porannego spaceru. pośpiesznie rozczesała swoje długie blond włosy i ubrała różową sukienkę bombkę. czuła się lepiej bez obuwia, więc wybiegła na boso. obserwowała błękitne niebo leżąc na trawie pokrytej srebrzystą rosą. nie dostrzegła, swojego sąsiada. ten wymarzony mężczyzna, wysoki siedemnastoletni blondyn o nieziemskim, szafirowym spojrzeniu też leżał w swoim ogródku. jednak po chwili wstał i dostrzegł przepiękną, naturalną dziewczynę. przeskoczył płot dzielący ich ogrody i bezszelestnie położył się obok niej. usłyszała go, lecz nie ruszyła się z miejsca. nagle poczuła jego rękę na swoim policzku, spojrzała w jego źrenice, a ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku. jednak nadchodził czas rozstania, umówili się na popołudnie, już nikt ich nie rozdzielił.
|
|
|
wystarczyło, że nie odbierał, a już byłam zazdrosna. w mojej głowie kłębiły się różne myśli. a może mnie zdradził? może znalazł ładniejszą? przecież jestem taka zwyczajna. jednak on oddźwaniał po trzech minutach i rozwiewał wszelkie obawy. powtarzał mi, że to ja jestem najpiękniejsza i tylko ze mną chce rozmawiać, tylko po prostu był w toalecie. już nie płakałam i nie trzęsłam się ze złości. ah ta miłość. - szeptałam do siebie.
|
|
|
moim marzeniem było kochać. kochać i być kochaną. miłość bez wzajemności uważałam za chorą, nieprzewidywalną, straszną, okropną, bezsensowną, idiotyczną i tak dalej. za długo w niej tkwiłam. trenowałam biegi by jej uciec i zapomnieć. któregoś dnia nabrałam wystarczającej siły i zrobiłam to. nie dogoniła mnie. miałam wielkie szczęście. szkoda, że nie ma go tak wiele zranionych dziewcząt, kobiet.
|
|
|
z moich ust wydobył się dźwięczny śmiech. dzisiaj po raz piętnasty rozbawił mnie swoim żartem. posłał mi triumfujący uśmiech. cieszył się kiedy dawałam upust emocjom, uciekałam od problemów, które często miałam w domu. spędzaliśmy godziny obserwując kolorowe, letnie niebo przed moje różowe okulary czy bawiąc się w skojarzenia. obmyślalismy wspólną przyszłość, tak barwną i udaną jak nikogo innego. moja głowa rozbłysła marzeniami i pomysłami na kolejne wakacyjne dni, które on przyjmował z nieukrywanym entuzjazmem. czułam się kochana, chciałam kochać. taka kolej rzeczy. każdego z nas to spotyka.
|
|
|
byłam rozczarowana tym jak niesamowicie piękna jest jego twarz. nie należał do osób idealnych, ale przy nim moja okrągła buźka pozostawiała wiele do życzenia. smak jego malinowych ust był słodki, zazwyczaj nie mogłam się od nich oderwać. szmaragdowe oczy czarowały mnie swoim blaskiem, a nos, chyba kształtniejszego nie widziałam nawet w moich snach. raz po raz dotykałam jego brązowych loczków, które tak bardzo go irytowały, zakochując się w nich. nie mogłam znieść faktu, że za kilka godzin będziemy musieli się rozstać, a czas spotkania przyjdzie za kolejne kilkanaście. chciałam mieć go przy sobie dwadzieścia cztery godziny na dobę, ot tak.
|
|
|
|