|
simplestory.moblo.pl
Mówie szczerze tobie nie wierzę wierzę sobie Idę przez cień na warszawskim Grochowie Prawdę odnajdziesz w każdym naszym słowie Twoje zdrowie koleżko dobrze ci życzę
|
|
|
Mówie szczerze, tobie nie wierzę, wierzę sobie
Idę przez cień na warszawskim Grochowie
Prawdę odnajdziesz w każdym naszym słowie
Twoje zdrowie, koleżko dobrze ci życzę
Bolesne rany to codzienne oblicze
Znowu pobudka, czarne słońce wita
Jesteś kwita, czy w długach toniesz
To życie zna warszawski żołnierz
Wylej za kołnierz, pokaż, że cię stać
Zacznij na serio swoje życie brać
Taka jest prawda, każdy o coś prosi
Każdy ten ciężar na barkach nosi
Idę do przodu, choć mam już dosyć
Ciągły niedosyt, więcej i więcej
Związane ręce codzienności sznurem
Ktoś idzie w dół, a ktoś pnie się w górę
|
|
|
To moje życie i mój świat, łapy precz
Pare kroków wstecz, nic nie wiesz o nim
Nie ożenisz nigdy ognia i wody
Pało masz gestapowskie metody
Chodź pod bloki, przyjdź czeka cie porażka
Byłem, jestem, bedę zawsze dzieckiem miasta
Tego życia nie zmienisz, możesz pomarzyć
Twoje oczy, jak dwie puste dziury w twarzy
Patrzysz na mnie prawie zawsze widzisz jedno
Bardzo rzadko funkcjonuje na trzeźwo
Nie jest mi łatwo ale jakoś się trzymam
Co jakiś czas, za bliźniego swego…
Całe moje życie, poza nim nie mam nic
Do tyłu nie spoglądam, jutro trzeba dalej żyć
Chcesz mnie ukrzyżować, to szczyt twoich ambicji
Ja zawsze oddany sprawie na swojej pozycji
|
|
|
To moje życie, takie je pozostaw
Nie osądzaj bez podstaw, nienawiść na bok odstaw
Popatrz na mnie, ja nigdy się nie zhańbie
Historią prawdziwą z osiedla ciebie karmie
|
|
|
ej, gdy mnie słuchasz to zaczynasz się ślinić, teraz dobrze wiesz kogo za to wszystko winić,
to nie jest finisz to dopiero rozgrzewka, tu gdzie psy wciąż prześladują na projektach,
to jest mój spektakl kurtyna w góre, rap co bezpowrotnie rozjebie Ci fure !
|
|
|
Tu mam swój azyl tu znajduje spokój
Z dala od zgiełków osądów i wyroków
Tutaj mam wszystko, siadam i pisze
Ludzkie dramaty, nie chce o nich słyszeć
Puszczam w niepamięć cały szum i chaos
Zapominam o tym wszystkim co tak bolało
Przebyłem drogę od zdrady do kłamstwa
Pewności nie ma ale jest szansa
To rzeczywistość z tym się oswajasz
I dobrze niech prawda wciąż wychodzi na jaw
Naciśnij STOP jeśli tego się boisz
Tak czy siak to ja brat wciąż obstawiam przy swoim
Wieże w rodzinę i życiowy instynkt
Nie chcę już chwilowego szczęścia hazardzisty
Nie stanę biernie gdy los sponiewiera
Wiem co znaczy zaczynać wszystko od zera
|
|
|
Czy chcesz czy nie robisz krok i w to wchodzisz
Właśnie nadszedł czas żeby z prawdą się pogodzić
Głęboki oddech, stajesz na krawędzi
Nie znam chyba Boże pewniejszej drogi do śmierci
To coś jak taniec z pierdolonym wrogiem
Często bywa tak że ktoś podstawia nam nogę
Nie bez powodu, także mam powód
Nasze tajemnice ziomek zabiorę do grobu
I chociaż płynąłbym najgorszym ściekiem
Ty mnie nie osądzaj Bóg zrobi to lepiej
Jestem gotowy stawie temu czoła
Przyjdę z pomocą jeśli tylko mnie zawołasz
Gdy się zapomnisz jesteś martwy
Dzieciak jak widzisz sam sobie rozdaje karty
Moje Zycie moja gra
Moje ryzyko to WWA nie przyszedłem tu z nikąd
(pod koniec dnia kołysanka ta)
|
|
|
Ludzie zawodzą pomimo szczerych chęci
Niektóre chwile chcę wymazać z pamięci
Musze zapomnieć, to wszystko jest bez sensu
Nie chce więcej się pojawić o złym czasie i w złym miejscu
Policja straszy, że wtrąci do więzienia
Nigdy nie złamie tego nakazu milczenia
Ja wraz z ulicą jak bilon z wilkiem
Łatwo przekreślić wszystko jednym złym uczynkiem
(słyszysz mnie mamo ? )
To co że dałem plamę
Tak naprawdę to powinnaś dzisiaj czytać mój testament
Zamknąłem oczy choć nie byłem śpiący
Nie dam się przyłapać po stronie przegrywających
To jest proceder tu gdzie ręce brudzisz
Obraziłeś mnie przez sen to przeprosisz gdy się zbudzisz
Parszywy los jemu chcesz ubliżyć
On, nikt inny znowu stawia na nas krzyżyk
|
|
|
Teraz jest pięknie, spełniam marzenia
nie idę drogą, która prowadzi do zatracenia
człowiek się zmienia, trzeba w to wierzyć
idę po swoje, biorę, co się należy
wita mnie dom, a nie szpitalna sala
pamiętam to do dziś, to powraca w koszmarach
nie wszystko po mnie spływa
wszystkie skandale zamiatam je pod dywan
moje życie to moja sprawa
pamiętam dni, kiedy nie miałem z kim porozmawiać
dziś te chwile to wspomnienia
kiedyś trzymałem z ludźmi, z którymi nie powinienem.
|
|
|
Ból i samotność, jak kara za egoizm,
póki tego nie poznasz, twierdzisz, że się nie boisz.
Otwierasz drzwi choć nie wiesz co za drzwiami,
anioły z dnia na dzień stają się demonami.
Na tych osiedlach masz przyjaciół i wrogów,
są tacy co już dawno pukają w dno od spodu.
Ty dzięki Bogu wiążesz koniec z końcem,
pamiętaj niektórzy cię oddadzą za pieniądze.
|
|
|
Nie dam po sobie poznać, żalu, goryczy, gniewu
Nie chce więcej zaliczać się do twoich kolegów
Dzisiaj w jednym szeregu z tymi których szanuje
Robie swoje i wbijam lachę w to co tam knujesz
|
|
|
Ty szybciej gadasz niż myślisz
Chciałaś zaświecić, ale kurwa szybko zgasłaś
|
|
|
Żadna kurwa nie zabawi się już więcej moim kosztem
|
|
|
|