|
oszukana.moblo.pl
Nosił w sercu dziurę której nie potrafił zatkać Skarży się sąsiadka że na klatce cuchnie On tłumaczył się że praktykuje orientalną kuchnię Jebało truchłem w cały
|
|
|
Nosił w sercu dziurę, której nie potrafił zatkać
Skarży się sąsiadka, że na klatce cuchnie
On tłumaczył się, że praktykuje orientalną kuchnię
Jebało truchłem w całym mieszkaniu przecież
Lecz skąd ta stara sklerotyczka mogła o tym wiedzieć?
W sobotę przy obiedzie padł przed nią na kolana
"Wyjdź za mnie", powiedział, "już nigdy nie będziesz sama"
Komedio-dramat, wyobraź sobie tą scenkę
Jakiś pojebaniec właśnie poprosił trupa o rękę (hehe)
Bo pęknę, ona była mu bliska
Pokazując zdjęcia opowiadał historie z dzieciństwa
Wygadywał świństwa zawsze jak ją pieścił
Lubił czuć w ustach chłód jej martwych piersi
W tej smutnej opowieści śmierć ma rolę swatki
Ubrał martwą kochankę w suknię ślubną swojej matki
Rozsypał płatki róż na podłogę i łóżko
Po czym wskoczył w stary garnitur z cylindrem i muszką
W pokoju było duszno jak malował jej rzęsy
W tle leciał Barry White - "Oh What a Night For Dancing"
Wiedział, że będzie tęsknić, ich miłość jest zatruta
|
|
|
Niepoprawny romantyk obdarzył uczuciem trupa
Upał przyśpieszał gnicie, lecz on był nad wyraz twardy
Choć z każdego jej otworu wypełzały tłuste larwy
Blado-żółte barwy martwej panny młodej
W nudnym życiu jej kochanka stanowiły osłodę
W jego sercu płonął ogień, zdjął jej z twarzy welon
Ze łzami w oczach mówił, że miłość jest ich nadzieją
Ludzie nas nie zrozumieją
Ludzie są okrutni
Rozebrał ją do naga żeby nie pobrudzić sukni
Przeniósł ją do kuchni, położył na stół
I z perfekcją chirurga rozciął śliski brzuch na pół
Powoli jak żółw zaczął wyjadać trzewia
Zaplątał się w jelita niczym w korzenie drzewa
Zakochany dewiant taplał się w jej flakach
Śmierć najukochańszej to ponadczasowa strata
Chwilę jeszcze płakał, rozstanie go zasmuca
Silnym pociągnięciem wyrwał z klatki piersiowej płuca
Nieżyjąca muza obserwuje jak jej miły
Pozbawia jej czterech kończyn przy pomocy piły
Fioletowe żyły i zgniły odór mięsa
|
|
|
Nie przeszkadzały mu w jedzeniu swej wybranki serca
W ten sam dzień jeszcze kupił formaliny słoik
Oddzielił głowę od ramion gwiżdżąc przy tym jak słowik
Postawił na nocny stolik pamiątkę po swej bogini
Żeby już do końca życia pozostała przy nim
Siny ochłap skóry z kośćmi wrzucił do pieca
Wyciął jeszcze tylko kruki, które nosiła na plecach
Spłonęły jak świeca resztki ich romansu
Obserwował ogień w swoim destrukcyjnym tańcu
Na końcu opowieści przyniósł stary aparat
Trzymając głowę w słoju włączył samowyzwalacz
Zakochana para, której nikt nie widział więcej
Został tylko napis "love forever" pod ich zdjęciem...
|
|
|
` zniszczę cię. tylko najpierw muszę wrócić, do życia i znów zacząć oddychać. ale zniszczę, obiecuję. pożałujesz, że przestałeś kochać. pożałujesz, że zostawiłeś dla innej. szykuj się, kochanie
|
|
|
siedzisz tu samotnie dziewczyno i wmawiasz sobie ten romans minął a może go nie było, nie wiesz już... nie udawaj że dalej biegniesz pod bezpiecznym, własnym niebem tak chciałaś mieć wolność teraz masz swoją samotność
|
|
|
"Mieli bardzo prosty plan: być razem do końca życia. Plan, co do którego wszyscy z ich kręgu zgodziliby się, że jest jak najbardziej realny. Byli najlepszymi przyjaciółmi, kochankami i bratnimi duszami i wszyscy uważali, że bycie razem jest ich przeznaczeniem. Ale tak się złożyło, że pewnego dnia przeznaczenie bezdusznie zmieniło zdanie."
|
|
|
Była to bardzo wspaniała dziewczyna
często powtarzał: Ty moja jedyna
bała się najgorszego, że kiedyś ją porzuci
Nie będzie chciał jej znać – ich czas nigdy nie wróci…
Wiedziała, że wtedy życia by nie miała
Nie dałaby rady… Za mocno kochała
|
|
|
Po jakimś czasie nie tak samo było…
Zero jego wyznań… Coś się w nim zmieniło…
Coraz rzadziej się z nią spotykał
Gdy mówił: Kocham, wzroku jej unikał
Czuła jakby była z obcą osobą
Czegoś się bała, nie była sobą
Przytuliła go mocno,
Mówiła: Kochanie…
Nie sadziła, że dziś nastąpi ich pożegnanie…
Zaczął mówić coś…: Wiesz, mam Cię dość
Ona milczała, tylko łza cichutko
Po jej policzku spływała
Mówił, że pokochał inną już
Nie wiedział, że dziewczynie
Właśnie wbijał w serce nóż
|
|
|
Siedziała sama myśląc o tym co się stało
Nie mogła uwierzyć… tak ją to zabolało
Do domu wracać nie chciała…
Poszła na skarpę… miejsce które tak bardzo lubiła…
Miejsce… Gdzie wszystkie swe smutki i żale wylewała…
Myślała czy teraz jest z tą dziewczyną…
Czy do niej też mówi: jesteś tą jedyną
Zranił tak bardzo jej małe serce…
Przyrzekła, że nie da się zranić nikomu więcej
|
|
|
Następnego dnia jego ujrzała
Uśmiechniętego z nią idącego i nagle się zaśmiała
Wszystkie wspomnienia szybko wracały…
I znowu do oczu jej łezki napływały…
Poszła do domu
Sięgnęła do szafki z lekarstwami…
Wzięła wszystkie tabletki
I uciekła trzaskając drzwiami
|
|
|
Chciała umrzeć w miejscu
Gdzie kiedyś z nim była…
Poszła na skarpę i własnym oczom nie wierzyła…
Słyszała jego piękne wyznania
Płakała i była już bliska skonania…
Mówił: jej naprawdę nigdy nie kochałem…
To na Ciebie jedyną całe życie czekałem…
Tak ją te słowo mocno zabolało
Upadła na ziemię, nie wiedząc co się stało
Wyrzucała sobie swoją naiwność…
Wierzyła gdy mówił: to musi być miłość…
Otworzyła oczy i zobaczyła ją…
Patrzyła na nią i pomyślała
Że to ta sama dziewczyna
Która jej ukochanego odebrała…
Zerwała się nagle i biegła przed siebie
Krzyczała: nienawidzę Cię! Nie wybaczę Ci tego!
Zabrałaś mi wszystko… mojego kochanego!
Więcej powiedzieć nie zdołała
Wyjęła tabletki…
I jedna za drugą łykała…
Krzyknęła tylko:
Boże wiesz jakie jest moje marzenie…
posiedzę, poczekam na jego
spełnienie…
|
|
|
Poczuła się senna… co chwilę upadała…
Zobaczyła tego, któremu cała się oddała…
Próbował wziąć ją na ręce…
Mówiła: nie dotykaj mnie nigdy więcej!
Oczy jej się zamykały…
Tylko usta te same słowa powtarzały…
Nigdy mnie nie kochałeś… Zbędne nadzieje mi dawałeś…
I coraz ciszej i wolniej mówiła…
Bo swoje ziemskie życie właśnie kończyła…
Patrząc na niego powiedziała:
Nie zapomnij mnie… I tak kocham Cię…
Mimo że mnie skrzywdziłeś i życie moje w piekło zmieniłeś…
I on zapłakał nagle… słysząc jej wyznanie…
Odchodziła powoli… nie wiedząc co się stanie…
Czekała na chwilę… W której jej serce bić przestanie…
On chodził niespokojny, wyrzucając z siebie…
Że to przez niego ona chce być teraz w niebie
Opadło jej ciało… serce bić przestało…
On gdy to ujrzał rozpędził się, i skacząc ze skarpy zawołał: kocham Cię!
A z jej martwego ciała, po policzku ostatnia łza poleciała…
|
|
|
|