|
narkotyzuje.moblo.pl
Nie mam pomysłu na życie. Na siebie. Powietrze pleśnieje. Gniję. Pod łóżkiem schowany sznur i spirytus. Nie chcę wiedzieć. Śmierć kusi. Niepotrzebnie.
|
|
|
Nie mam pomysłu na życie. Na siebie. Powietrze pleśnieje. Gniję. Pod łóżkiem schowany sznur i spirytus. Nie chcę wiedzieć. Śmierć kusi. Niepotrzebnie.
|
|
|
Już trzy lata minęły odkąd po raz pierwszy zapłonęły znicze na granitowej płycie, wiesz? Tak , trzy lata blednie jej czarno białe zdjęcie na nagrobku, pamiętasz? To od trzech lat łzy jej matki rozbijają się na ciemnych płatkach chryzantem w dniu 1 listopada, rozumiesz? to całe trzy lata temu na naszych oczach zamykano ją w dębowej trumnie , dlaczego? Dlatego, że od najmłodszych lat uczono ją kochać , ale nikt jej nigdy nie powiedział jak przestać.
|
|
|
Łaknę bólu. Wszystkich możliwych cierpień , upokorzeń, krzywd i zła jakie może zaoferować mi ten świat. Pragnę znowu odczuwać jakieś ludzkie bodźce. Potrzebuje ran. Tych na ciele . Skaleczeń , zadrapań , siniaków, złamań, krwiaków i opuchlizny na twarzy. I tych na duszy. Tak, tych na duszy bardziej. To ona zmusza mnie do kolejnych oddechów, odcinania sznura , wypływania na powierzchnię, dzwonienia na pogotowie przed zeskoczeniem ze stołka, jedynie jej aż tak bardzo nie przeszkadza to że nadal funkcjonuję. Ciało miało dość po kilkudziesięciu dawkach , tabletkach i zawałach. Uciekało w śmierć kliniczną , ale zawsze wracało. Nie wiem czy tym razem tak będzie. dlatego , Boże spraw proszę , żebym chociaż umarła trzeźwo. Tak jak tego nie potrafiła moja matka.
|
|
|
Próbowałam cię już setki razy. jak kremówkę babci przed podaniem na stół. Nigdy nie zostawiłam nawet okruszków.
|
|
|
Kiedyś. Kiedyś na pewno spojrzę mu w te przeklęte oczodoły bez cienia wątpliwości. Świadoma śmierci. Bo ostatni oddech zawsze będzie najsłodszy. Słodszy od tych moich gwiazd w topieli głupoty. Od ciebie również. Jutro w to uwierzę.
|
|
|
Spokojnie, wytrzeźwieje. Znowu i znowu i jeszcze raz i jeden jeśli trzeba. Nie poddam się woli kolejnego Boga . Żadne tam przemijanie. Zostanę. Jak kamień wyrzucony w gwiazdy nie dotarłszy do celu upada na pustynię. Nie tknie mnie już twoje istnienie.
|
|
|
Może brzmi to ironicznie, powierzchownie a nawet śmiesznie, ale staram nie zasłaniać histerycznie twarzy przed promieniami słońca.
|
|
|
Dawno temu wkradł się w moją małą pandorę człowiek , który zamkną moją duszę w słoiku. Kilka lat spędzonych pod nakrętka migoczącego nieba. Parę oddechów tutejszej atmosfery wcinającej mi się w płuca. Szklane ściany bez krawędzi snu. Jakiejkolwiek bariery rzeczywistości. Czasem otwierałam podziurawione oczy by jeszcze raz odlecieć .Jednak częściej pozwalam rzęsom opaść kurtyną na projektor z wyprutą kliszą. To cena , jaką płaci się za narodziny w kosmosie. Zawsze znajdzie się człowiek który będzie dla nas takim właśnie słoikiem. Zamknięta w 77 wymiarach destrukcyjnej miłości.
|
|
|
I boje się , tak , naprawdę się boje, że nie zdążę wbić sobie ostrza w brzuch nim stracisz mnie w kolejnym papierosie.
|
|
|
Tak daleko mi od prawdy. Przesiąkam kłamstwem. Spalę to w zbawczej nikotynie.
|
|
|
Bo od nienawiści gorsza jest tylko obojętność.
|
|
|
|