|
i nagle nienawidzisz siebie, nienawidzisz się z całego serca choć jeszcze przed chwilą czułeś się fantastycznie, czujesz że nie masz nic, nie masz nikogo, jesteś nikim.
|
|
|
gdyby mi ktoś powiedział, gdybym miał choć odrobinę gwarancji, że będę mógł być z Tobą, choć przez rok, choć przez pół roku, a potem - śmierć, to bym pojechał do Ciebie. to nie melodramat; to wyznanie tego, który na pewno - z całym idiotyzmem i kabotynizmem - najwięcej Cię kochał.
|
|
|
znowu będziemy na próżno czekali na cud, marnowali czas, zużywali serca i rozstaniemy się
|
|
|
dni były puste, niepotrzebne i wlokły się bez końca, nie mogłem czytać, nie mogłem pracować, trzy razy dziennie chodziłem do kina na wszystkie popołudniowe i wieczorne seanse, bez wyboru, jak leciało, byle tylko jakoś zabić czas, byle jakoś zagłuszyć ów sowi głos, który nieustannie pohukiwał wewnątrz mnie.
|
|
|
zadzwoń do mnie, kiedy będziesz gotów i jeśli jeszcze będziesz miał choć trochę sił. przyjadę i pozbieram cię z kawałków, naturalnie, jeżeli jeszcze coś z ciebie zostanie
|
|
|
zrozumiałem, że poczucie obcości świata, straszliwego smutku i bezwzględnego przejebania, o którym pisali romantycy, to prawda
|
|
|
śniło mi się, że przyszłaś. toteż siedzę i czekam tu na ciebie. czekam, że może wraz z tobą łagodność spłynie na me serce, spokój na moje myśli, zapomnienie na pamięć.
|
|
|
znowu dziś umrę gdzieś tak
z siedem razy.
w tym trzy razy pod rząd.
|
|
|
nauczyłem się, że ludzie odchodzą. nawet jeśli obiecali tysiące razy, że tego nie zrobią
|
|
|
i proszę, nie dzwoń, przyjedź, można u mnie palić.
|
|
|
i nie ma żadnej gwarancji, że raz jeszcze w życiu człowiek będzie chciał
się wygłupiać i dawać drugiemu człowiekowi tak samo wiele
|
|
|
posmakowałem jej. i do mnie dotarło, że całe życie głodowałem.
|
|
|
|