|
"I napisałbym do Ciebie ale jakoś brakuje słów.
Zadzwoniłbym do Ciebie ale wiem że tego nie chcesz.
Wybełkotał że Cię kocham tu jest źle i serio tęsknie.."
|
|
|
I niby kryzys, ale wierzę, że się jeszcze dogadamy.
Milczysz, znasz mnie, wiesz, że znów muszę schlać się.
I najgorsze, że Ty jesteś przy tym zawsze.
|
|
|
Nie widzisz nic, kiedy tak patrzysz mi w twarz, nie czytasz z moich oczu,
a wiedziałaś, że upadnę i w końcu stracę rozum,
i mam pięści całe we krwi i chyba całkiem dobry powód,
by powiesić na pętli to co kiedyś mi miało pomóc.
Stoję w ogniu, alkohol zabił ból i rozum,
gdybym mógł cofnąć czas nikt by mu już nie pomógł!
Nikt, rozumiesz kurwa milcz, dziękuj Bogu,
sprzedałem dusze diabłu, cyrograf już pożółkł...
Pół na pół, litr na dwóch
i tak
do obrzygania gdy znów kurwi nas dół
dzisiaj
czuję się tak jakbym nigdy nie istniał,
i nic się nie stało a ty nigdy nie przyszłaś,
więc pij za wolność i wyjście na prostą
osobno,
bo razem nam się zjebał światopogląd!
podobno (haha..) dorosłość,
litr za litr, pij zapij po proch goń
i wstaje o piętnastej, o szóstej kładę spać się,
żyje jak gwiazda rocka, chociaż czasem coś nie tak jest..
(he) i chuj się nie martwię,
nie obchodzi mnie jak mnie nazwiesz!
|
|
|
W moim innym świecie możemy gadać do rana
I rozumiesz mnie bezsprzecznie i jemy wspólne śniadania
I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania
I czujemy się bezpiecznie jakby cały świat był dla nas
W moim innym świecie nawet gdy jest ciężko
Tylko razem zawsze lądujemy miękko
I łączy nas namiętność, z której mogą szydzić
Lecz dopóki jesteś ze mną nie mamy się czego wstydzić
W moim świecie jesteś ze mną nawet gdy mamy kryzys
Bo pamiętasz tak jak ja, że to jest kwestią decyzji
Spotykam ciebie znów, patrzysz na mnie i widzisz, że
Czuję to co ty albo któreś z nas się myli
Palę papierosa i patrzę w twoje oczy
Myśląc, że to piekło w mojej głowie nigdy się nie skończy
W moim innym świecie planujemy przyszłość
Ale teraz nie ma cię, chyba właśnie wyszłaś
|
|
|
Może też nie możesz zasnąć, proszę cię, uśmiechnij się
Może też stajesz do walki, ale upadasz na deski
Może czujesz to co ja i za czymś tęsknisz
Wszystkie myśli i uczucia, których nie masz gdzie pomieścić
I nie możesz znieść ich, masz dosyć substytutów
Może możesz iść ze mną za rękę i skończyć na bruku
Może możemy być szczęśliwi gdziekolwiek
Móc zawsze i wszędzie już polegać na sobie
I gdybym nie miał kilku cech o których wiem
Pewnie podszedłbym do ciebie w ten smutny szary dzień
Czułem, że czujesz to co ja, może się mylę
Czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę
I w moim innym świecie jesteśmy blisko
Ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko
|
|
|
Biegnę przed siebie nieznaną mi drogą, nie wiem gdzie, po co i nie wiem dla kogo.
|
|
|
Staczam się każdego dnia, spadam na dno. Toczę walkę z samym sobą i ją przegrywam z każdym dniem jest coraz gorzej ze mną, ale będę walczył bo dopóki walczę jestem zwycięzcą.
|
|
|
Radzę byś miał oczy otwarte, życie jest katem.
Ludzie pomocni w trudzie, partnerka przykładem.
Mnie właśnie ratuje ona, wyciągajac z bagien.
Padłem tak nisko, że niżej nie potrafi żaden.
Nieważny szczegół akcji, ważne, że jestem przykładem.
To przykład na to, jak człowiek zniewolić się daje.
Początkowo fajnie, w świecie narkotykowych bajek.
Taki głupi szpan, głupi, bo spróbowałem.
Oznajmił ten co pomysł jego był, że ma bakanie.
Jebać wszystkie partie, nasza trójka zgranym składem.
No to gdzie? W kanciapie, jednogłośnie na naradzie.
|
|
|
Wciągałem, bo mnie wciągał lot, a pilotem sam Diabeł.
Próba ucieczki od klęski, lecz skutek żaden.
Powiedz jak uciekać przed tym co mi szczęście daje?
Granice życia, cienką nić prawie zerwałem.
Ze śmiercią po imieniu, tyle razy z nią gadałem.
To jej patrzyłem w oczy, jak rodzice w moje czasem.
Widzę w nich odbicie swe, moje oblicze blade.
Błędne koło kręci się, dokoła mnie balet.
Rzecz prosta - zjazd, należy walić po razie.
Raz, drugi, no właśnie.
W środku lata katar, chyba uczulenie jakieś.
Wiercę dziurę w głowie, a słowem chłostam papier.
Na lustrze usypana dama, idę schować kartę.
|
|
|
Może nie jestem zbyt przystojny,
Mówią mi, że jestem zbyt chudy
Ale gdy wchodzę do klubu, czuję się jak Hank Moody
Wódka, seks, szlugi, w ustach pet
Choć miałem tylko wyjść i kupić chleb
Pomyliłem z klubem sklep znów
Skarbie mówiłem ci, że to nie blef, nie gramy w filmie
Nie wiem skąd ten zew we mnie jest
Chciałbym mieć stałe, silne, fajne relacje z kimś
Lecz plany inne są
Mieszam tequillę z Jimem Beamem i gin
Więc daj mi sok
Wiem, że chciałaś iść na randkę, na kolację, do teatru i
Mieliśmy na wakacje płynąć statkiem albo jachtem ale
Zapomniałem o tym, zabłądziłem gdzieś przypadkiem
Rozmawiałem z Charliem Sheenem, spytaj mojego psychiatrę
Miałem odłożyć na willę, chciałem założyć rodzinę
Ale zanim to zdążyłem zrobić spożyłem tequillę znów i
Budzę się z otwartym piwem, mów mi party killer
Patrzę w lustro, jest ósma,
Kurwa jestem Charliem Sheenem
|
|
|
Mieć dla kogo chodzić spać i wstawać rano, jest moim marzeniem od dziecka.
|
|
|
Chciałbym się kiedyś poczuć ważny dla kogoś.
|
|
|
|