|
Przynoszę śmierć, krwawi każdy organ.
|
|
|
ależało mi na kimś, kto będzie moją kotwicą,
wiesz? Kto będzie dzwonił dzień w dzień z
pytaniem, czy wszystko w porządku. Pobiegnie w
środku nocy do apteki, gdy zachoruję. Będzie
tęsknił, jak wyjadę. I kochał, bez względu na
wszystko.
|
|
|
Znasz to uczucie gdy na niczym nie zależy? żyjesz
bo żyjesz , tak naprawdę wciąż leżysz .
|
|
|
ędzie źle. będzie jeszcze gorzej niż teraz. będą
jeszcze bardziej szare dni, niż te podczas których
egzystujesz teraz. będzie najgorzej jak może być
ale przejdziesz przez to. po to tu jesteś. po to
jesteś kobietą by udowadniać takim dupkom jak
on, że jesteś silna. i przejdziesz przez to
wszystko zapamiętaj to sobie. i zdołasz jeszcze
podnieść głowę ku górze, i szczerze się
uśmiechnąć już nie po to by jemu coś udowodnić,
tylko dla siebie w końcu zrobisz coś dla siebie,
dla swojego serca, i dla swojego szczęścia,
pamiętaj.
|
|
|
Mam oczy, mogę patrzeć na Ciebie w
najpiękniejszy sposób, jaki potrafię. Mam nos,
mogę wdychać Twój zapach i zachwycać się nim.
Mam usta, mogę szeptać Ci czule do ucha,
całować Twe wargi. Mam ręce, mogę Cię objąć,
delikatnie oddając swe ciepło. Mam nogi, mogę
biec za Tobą i chronić Cię przed złem. Mam ciało,
mogę oddać Ci całą siebie na zawsze. Mam serce,
mogę kochać i okazywać to każdego dnia. Mam
duszę, która jest zagubiona. Mam poraniony
nadgarstek, kruche ciało. Powoli się rozpadam. I
wiesz co? Już nic nie mam.
|
|
|
jednak muszę godzić się nieustannie z własnym
buntem, rozgniewanym sercem, okaleczonym
ciałem, chorą duszą, samotnymi powrotami.
Trzeba się z tym pogodzić, bo nie ma innej drogi.
|
|
|
Nie wracajmy do przeszłości.Nie odbudowujmy
tych ruin,które zostały.Tylko zacznijmy od
nowa.Zapomnijmy o tym co kiedyś.Tak jakbyśmy
teraz się poznali.
|
|
|
Odruchowo tona łez poleciała mi po policzkach,
czułam jak moje serce cholernie piecze. Ale nie,
przecież muszę być silna. Nie mogę się załamać.
Powiedziałam, że wszystko w porządku i szybko
zapomnę.. Pobiegłam do domu, choć ledwo
stałam na nogach, ale nie mogłam się poddać,
nikt nie mógł poznać po mnie smutku. Wytarłam
łzy. Niepotrzebnie, kolejna partia łez wylała się
z moich oczu w niespełna sekundę. Nie
potrafiłam nad sobą zapanować. Skulona
usiadłam na krawężniku, krzycząc, czemu to
właśnie ja straciłam swój najsłodszy narkotyk
|
|
|
Ciągle widzę tę twarz, ciągle ten sam obraz.
Powraca ten czas, czas bólu i rozstań.
|
|
|
To wcale nie jest proste, żeby uciec od
przeszłości, w której było mnóstwo wspaniałych
chwil.
|
|
|
Ostatni papieros, brak gazu w zapalniczce,
rozmazany od deszczu makijaż, brak Ciebie,
cholera .
|
|
|
Sztuką jest być i łapać oddech, kiedy Ciebie
nadal nie ma. Mija kolejny pieprzony dzień tego
pieprzonego roku. Miało być lepiej, prawda?
Gówno prawda. Za oknem biało, minus dziesięć,
czas odetchnąć. Łapię kurtkę, ubieram buty i
wychodzę. Moja bezsilność coraz bardziej daje
znać. Marznę ale to nic, zawsze mówiłeś bym
była twarda i walczyła. Więc biegnę, biegnę w
ciemności po białych ulicach, biegnę choć
zupełnie nie wiem dokąd. Moje powieki robią się
wilgotne, czuję spływające łzy po policzach, które
po kilku sekundach zamarzają, zupełnie tak jak
Twoja miłość. Moje nogi są zbyt słabe, upadam
na ziemię. Irracjonalne posunięcie, bo jedyną
abstrakcją mojego marnego życia pozostaną
tylko myśli. Leżę wśród białego puchu i wylewam
łzy, łzy bólu, samotności i tej beznadziejnej
miłości, z którą zostałam sama. Nie mam sił się
podnieść, zostaję tutaj, dziś obchodzę kolejną
rocznicę dni, w których Twojej obecności nie
czuję
|
|
|
|