 |
definicjamiloscii.moblo.pl
a jednak potrafimy nadal normalnie ze sobą rozmawiać.
|
|
 |
a jednak potrafimy nadal normalnie ze sobą rozmawiać.
|
|
 |
trzymał mnie za rękę. Jego gorący oddech przyjemnie otaczał moje usta, nos, brodę, fragment policzków. Jego usta były oddalone o zaledwie centymetr. w końcu zaczął delikatnie mnie całować. przerwałam Mu, wyrywając rękę z uścisku i oddalając się trochę do tyłu. zacisnęłam powieki, a po moim policzku popłynęła łza. - znowu mi to robisz. znowu chcesz zepchnąć mnie na dno. znowu pozostawiasz bez oddechu. - wyszeptałam, łamiącym się głosem.
|
|
 |
nie sądziłam tylko, że kiedykolwiek będę miała okazję spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć jakim jesteś kretynem. bolało, co, kochanie?
|
|
 |
pojawił się wraz z pierwszymi spadającymi liśćmi, odszedł kiedy pojawiły się pierwsze płatki śniegu. spełnił chociaż obietnicę o tym, że to będzie najpiękniejsza jesień.
|
|
 |
nikt nie mógł pojąc, czemu kochała Go nawet wtedy, gdy już wiedziała jakim jest skurwielem.
|
|
 |
jeszcze raz spróbujesz mnie pocałować, a nie ręczę za siebie. uwierz, że mogę zrobić Ci krzywdę. dużo czasu minęło, zanim się wyleczyłam, więc nie próbuj mi wszystkiego przypominać.
|
|
 |
i pierwszy raz od naszego rozstania poszłam do szkoły w rozpuszczonych włosach. gdybyś widział swoją minę kiedy każdy chłopak się za mną oglądał.
|
|
 |
co dalej? będziemy wciąż udawać, że nic dla siebie nie znaczymy?
|
|
 |
i te niepohamowany uśmiech kiedy wciskasz mi w ściśniętą dłoń kapsel od tymbarka z napisem 'wyjdziesz za mnie?'.
|
|
 |
wiatr rozwiewał Jej ciemne blond włosy, zimno dostawało się nawet pod płaszcz. siedziała na cmentarnej ławce. wpatrywała się w fotografię na jednym z grobów, próbując wmówić sobie, że jest na niej zupełnie ktoś obcy. prawda była za świeża, bolesna. gdyby został wtedy z Nią na noc, dziecko, które zaczęło rozwijać się w Jej macicy, miało by ojca.
|
|
 |
szłam w kierunku szatni, kiedy zobaczyłam, że wchodzi do szkoły. a oznaczało to tylko jedno, kłopoty. jednak nie zaczęłam uciekać, ani histeryzować. szłam patrząc na czubki moich trampek. i bum. ał, uderzyłam w Jego tors, kiedy zastąpił mi drogę. - spieprzaj stąd. - syknęłam. - maleńka. obciągniesz mi? - zapytał, z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem, na co Jego kumpel zareagował śmiechem. - chyba pomyliłeś mnie ze swoją niunią, kotku. - odparłam, szorstkim tonem. osłupiały zszedł mi z drogi. to takie absurdalne, że boję się człowieka, którego ramiona jeszcze rok temu były najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
|
|
|
|