|
cariad.moblo.pl
strzelę sobie w skroń i będzie po problemie.
|
|
|
strzelę sobie w skroń i będzie po problemie.
|
|
|
przepraszam, że kiedyś mnie zabraknie.
|
|
|
duszę się tym toksycznym powietrzem, w którym przyszło mi żyć. dławię się oddechem, który mi dajesz. z każdym dniem czuję, że mniej potrafię, mniej potrzebuję i mniej mi się chce.
|
|
|
za dużo spotka nas niezwykłych i wspaniałych zbiegów okoliczności, żeby nie zacząć w końcu wierzyć w przeznaczenie.
|
|
|
u mnie dobrze, ale z tym też sobie nie radzę.
|
|
|
i boję się wciąż tej miłości, że kocham za mocno, że to ponad moje siły.
|
|
|
nie da się cofnąć czasu, ani też iść wciąż na przód nie spoglądając za siebie, nie potrafię tak, choć wiem, że jedynym, co należy do mnie w nieskończonej istocie świata to dzisiaj i obecna chwila, reszta została już zapisana, nie mogę do niej wrócić i nic zmienić, już nigdy. a to, co zrobimy teraz także zostanie spalone bez odwrotu. o przyszłość nawet nie pytam, bo każda myśl może być, jak niespodziewany nóż w plecy, który wbijamy sobie właśnie w tym momencie, albo odsuwamy się i uciekamy z miejsca zdarzenia, licząc, że czas nigdy nas nie dogoni.
|
|
|
prawda jest taka, że to, co niszczy moje wnętrze to strach przed możliwością powrotu przeszłości, która właśnie z tego powodu wciąż jest obecna i daje o sobie znać każdej nocy krzycząc w echu kropel spadających na zimną podłogę, w miejscu, które stało się moją klatką beznadziei.
|
|
|
każdego ranka wstaję, podnoszę w górę moje wyćwiczone już kąciki ust, maluję oczy, zacieram blizny i na moment zaszywam rany, żeby później sam na sam ze sobą drastycznie je rozpruć. i wciąż udaję, że jest dobrze, bo przecież nie może być inaczej, nie u mnie, nie teraz. a jednak coś w środku tak nieustannie piecze, szczypie i rozdziera. bezsilność gromadzi się pod powiekami wciąż i wciąż, tak ciężko funkcjonować w doskonałej masce, kiedy czujesz, że to wszystko nie ma sensu, bo jest budowane na jednym wielkim kłamstwie.
|
|
|
a najgorsze jest to, że znów nic, zupełnie nic mi się nie chce. ogarnia mnie wciąż zmęczenie, którego nie jestem w stanie usprawiedliwić. niby wszystko jest w porządku, niby nie ma prawa być źle, niby świat widzi nade mną wielkie, jasne słońce, niby mogłabym rzygać tęczą. wiem, że tym razem boli bardziej niż kiedykolwiek, bo boli tylko w moim własnym wnętrzu, nauczyłam się, że nie mogę zawracać innym głowy problemami, których tak naprawdę nie ma, bo chyba nie ma mnie.
|
|
|
moje zakrwawione serce chcę dać właśnie tobie, takie przesiąknięte aromatem gorzkiej, świeżej kawy, podtopione w whiskey, z zakurzonym zaufaniem na dnie, ściskające z każdym razem, kiedy trzymam w ręku nóż za ostrzę i spaceruję z nim w ciemności po pustym domu, zepsute produkujące zły z większą wydajnością, niż kiedyś, zostań proszę jego mechanikiem.
|
|
|
problem polega chyba na tym, że ja sama siebie nie kocham.
|
|
|
|