Odstręczała go jednak czekająca tam pustka. Nie miał nikogo, kto mógłby ją wypełnić. Po co śpieszyć się gdzieś, gdzie będzie sam? Telefon raz na tydzień i jedno spotkanie w miesiącu. Z upływem lat nawet ściany nasiąkały nieobecnością Emmy. Samotność piętrzyła się jak sterty starych gazet, poczucie winy gromadziło się w zlewie i pod dywanem, pustka wyzierała spomiędzy puszek z zupami, które rozstawiał rzadko, żeby szafki wydawały się pełniejsze. W taki sam sposób traktował lodówkę i całe swoje Zycie. Rygorystycznie przestrzegał zasady, żeby nie gromadzić niczego ponad miarę. Nadwyżki budziły myśl o tej drugiej osobie, której nie było. Nikogo i niczego już nie oczekiwał. Jakaś część Emmy pozostała w nim na zawsze i nauczył się tym kontentować. Ale kiedy szorował kuchenkę, mył lodówkę lub kredens, nigdy nie udawało mu się zetrzeć nalotu samotności i winy.
|