Bo naturalnie zadzwonił do mnie. Spotkaliśmy się tego samego dnia. I tego samego dnia zaprosił mnie do siebie, żebym zobaczyła tysiące książek, które zaanektowały jego mieszkanie. Nie mogłam nie przyjąć jego spontanicznego pocałunku; uderzyliśmy się głowami w jakiś wystający album, w ostatniej chwili zanotowałam tytuł: "Dzikie stepy". Wyssał ze mnie ostatnie resztki zapachu kawy, którą mi nie tak dawno podał. Osiemnaście lat, prawdziwy kwiatuszek. Jędrny, krągły i szczupły. Taki, jakich lubię od czasu do czasu...
|