Jest 2. w nocy, a ja siedzę na parapecie okna w ulubionej bluzie, ze słuchawkami na uszach, butelką wina obok i telefonem w ręku. I siedzę. I myślę. I mam ochotę skoczyć z tego cholernego okna. Ale i tak tego nie zrobię. O 6 wyjde z pokoju. Wezmę zimny prysznic. Zaparzę kawę. Zjem jabłko. Nałoże delikatny makijaż. Wytuszuję rzęsy. Pomaluje usta ulubioną, czerwoną szminką. Spakuję zeszyt i kilka książek. Wyjde z domu. O wiele za wcześnie. Żeby mieć czas na samotny spacer po uśpionym jeszcze mieście. I tak naprawdę nikt nie zauważy, że wcześniej wyszłam. Pójdę do szkoły. Napisze jakiś sprawdzian i kartkowke. Pośmieję się. Poudaje, że wszystko jest w porządku. Wrócę do domu. Zamknę się w pokoju. Włącze muzykę. Odrobie lekcje. Poucze się. Obejrze jakiś film. Może trochę popłaczę. I znowu będę myślała. Zapale szluga. Może dwa. I wszystko zacznie się od początku. Beznadziejna monotonia mojego życia.
|