Zawsze można przyodziać jakiś wdzięczny wyraz twarzy i stwarzać pozory szczęśliwości, pod której monolitem nikt nie domyśliłby się, że wybudzają cię po nocy koszmary. Od kiedy piękne sny stają się koszmarami? Od kiedy wiesz, że nie mają szans na spełnienie, a żywymi obrazami uderzają o brzeg wspomnień jak spienione fale. Gdzieś tam za wątpliwej jakości falochronami jest punkt, w którym drzemie skumulowana cała moja czułość i tęskne oddanie. Codziennie buduję w tym miejscu zamek z piasku. Fundamentom ze złocistego pyłu brakuje wiary w ich siłę. Wiara w swoją siłę to także u mnie produkt deficytowy. Zwłaszcza kiedy tak wszystko szumi przytulnym charakterem wieczorów, zapachem maja, gdy ciepły deszcz wystukuje głoski na parapecie. Mrużę wtedy oczy, nabrzmiałe od wspomnień, wylewające wiarą.
|