Pamiętam, gdy po raz pierwszy wyszliśmy sami po twoim wypadku. Przez kilka ostatnich tygodni byłeś nie do życia. Nic Cię nie obchodziło, nie śmieszyło. Umówiliśmy się w parku, na ławce tej co zawsze. W samo południe siedziałam tam z zamkniętymi oczami, ciesząc się chwilą. Nagle na moją twarz padł cień. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Ciebie. Twoja twarz wyprana z emocji, i szafirowe spojrzenie sprawiło, że znieruchomiałam. -Cześć - powiedziałam lekko się uśmiechając, i nachylając by cmoknąć Cię w policzek... - Yyy... nie.. nie ten policzek - zmieniłam kierunek, i wycelowałam swoje usta w prawą stronę. - Ten też nie- w twoim głosie słychać było lekki sarkazm - To który? - spytałam - Hmm.... najlepiej ten po środku. - W twoich oczach znów zobaczyłam ten sam błysk, tą pełnie życia, a twoje usta pokrył figlarny uśmieszek. Znów zobaczyłam Ciebie, tego dawnego, sprzed wypadku. - Wrócił mój kochany popapraniec. - pocałowałam twoje czerwone wargi i rzuciłam na szyję dziękując, że jesteś.
|