Jedynym pocieszeniem jest ochłap błękitnego nieba, które z łaski czasem spoziera z pomiędzy tej masy kołtuniących się szaroburych chmur, przyduszających świat do gleby. Do tych zgniłych zeschłych liści, którymi się krztuszę, które wypychają mi oczy, duszę. Włażą mi między zęby.
|