Miałem koszmar. Szedłem samotny ulicą mego miasta, gdy zza węgła wyskoczyła wielka skórka od mandarynki. Chlasnęła jak biczem, uczułem krew na poliku. Chciałem uciec, ale chwyciła mnie za kostki i rzuciła o ziemię. Darłem ziemię paznokciami, ale to tylko pogorszyło sytuację. Wierzgałem, tupałem, wrzeszczałem, w końcu- wycieńczony opałem z sił. Ona mnie oplotła, strawiła- zjadła.
|