w końcu mieszkał we mnie, cały rok. był kimś oczywistym, jak dudniące w piersiach serce, jak oddychanie czy przełykanie śliny. był więc myślą najoczywistszą i pierwszorzędną. najprościej było myśleć o nim, bo był to ciężar, który mnie przytłaczał, a ja nawet nie próbowałam go z siebie zrzucić. z każdym kilometrem sprawdzałam, czy on tam nadal siedzi. czy jest ze mną, czy może przytulić moje serce i moje płuca, kiedy o to poprosiłam. robił to.
|