Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim, uda mi się znaleść ławkę na której razem nie siedzieliśmy. Zastygłam więc tam, w głębokiej ciemności. Tylko gdzieniegdzie przedzierały się żółte światła latarni. A z oddali dobiegał mnie szum przejeżdzających samochodów. Spadające z drzew liście cicho szeleściły. Ledwo zauważlny witar co chwile, niezdarnie muskał moją zimna twarz. Tym razem- pustą, bez emocji. Bo one, znowu zawisły ciężko w powietrzu. Kolejny raz, powoli ogarniało mnie to samo uczucie. Nieznosna cisza panoszyła się po całym moim ciele. Z każdą minutą, coraz bardziej przenikała mnie od stóp po sam czubek głowy. Nieznośnie zadamawiła się w każdej komórce. Tylko pluca upominaly się co chwile o kolejna dawke powietrza, szarego dymu. Nagle, zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście, wszystko wraca do punktu wyjścia. To na tej samej ulicy, niemalże w tym samym miejsciu i o tej samej porze wszystko się zaczeło. Ta jedna z tych rzeczy, z tych spraw, które jeszcze dlugo będę ciągnąć za sob
|