trzymała na kolanach, jego głowę.
potrząsała nim, pełna amoku trzymając za ramiona.
w myślach, błagała Boga o litość.
- nie możesz mi tego, zrobić nie możesz, rozumiesz?! - krzyczała.
wołała, prosząc o pomoc.
jej krzyki, były znikome. ulica pusta, zero przechodniów.
koszulkę miała całą w jego krwi.
próbując złapać oddech, wpatrywała się w jego tęczówki zachodzące mgłą.
- nie rób mi tego! - krzyczała.
jej czarne od tuszu łzy, kapały na jego zakrwawioną koszulę.
nasłuchiwała jego ustającego tętna, tracąc nadzieję.
pochyliła się nad nim i cała rozhisteryzowana, patrzyła na jego zamykające się powieki.
- przepraszam. - wyszeptał resztkami sił.
straciła go.
bezpowrotnie.
|