...a ona pełna gniewu spojrzała na niego i ręką wskazując drzwi powiedziała:
- Wyjdź.
Tłumacząc się, przepraszając... Przysięgał wierność.
- Wyjdź, nie będę się powtarzać. - Mówiąc to łza spłynęła po jej policzku...
A on spytał błagalnie:
- Jesteś tego pewna? Wyjdę jak prosisz, ale od tego nie będzie już odwrotu...
- Wyjdź, nie chce Cię znać, wyjdź.!
Ubrał się wyszedł. Wychodząc spojrzał na nią i swym gestem przyzwyczajenia pocałował ją z czułością w czółko, jak to robił zawsze. I odszedł, może na zawsze.
Ona stojąca w progu, słyszała jego kroki, lecz gniew i upór były silniejsze... Chciała iść za nim nie wiedziała czy to słuszna decyzja...
Z każdą sekundą on był coraz dalej, a ona nie wiedziała jak ma postąpić. Wyszła kawałek... On się odwrócił, spojrzeli sobie w oczy, choć dzieliło ich kilka metrów...
I wszystko się przypomniało, dwa serca, które nie mogą żyć bez siebie, lecz krzywdzące się nawzajem... Ona zawróciła, a on poszedł dalej... /szeptmarzen
|