Siedziałam na tym cholernym łóżku wsłuchując się w płacz ciszy. Gładziłam dłonią po jedwabnej pościeli. W chwilach w których pozwalam sobie zapomnieć, wyobrażałam sobie że płynę na dużym liściu i rękę zamaczam w chłodnej wodzie. Lubiłam to uczucie: czuć że płynę, jednak mieć pewność że nie utonę. Zamykałam i otwierałam szybko oczy, dając sobie złudzenie fal. Od jakiegoś czasu wszystko stawało się złudzeniem, które oplotło mnie bez pytania.
Świat idealny nie istnieje. Nie miałam co do tego wątpliwości. Skora swędziała mnie od nadmiaru emocji. To dziwne bo stała się tak przezroczysta, ze zapomniałam o jej istnieniu. Zapomniałam o wszystkim co mnie tworzyło. Stałam się tak jakby przezroczysta, choć nadal posiadałam swoje zdjęcie na twoim biurku.
Spojrzałam na okno. Co było tak ciekawe, ze wpatrywałeś się w to od dwudziestu minut? Powiedz mi, co tak szaleńczo przykuło twoją uwagę. Ni odnalazłam jednak nic poza czernią nocy i tuczącym o szyby deszczem. Deszczem, który robił z ciebie idiotę
|