Stoję nad przepaścią i czekam.
Czuję jak wiatr pieści me dłonie, odwaga pcha w dół.
Łzy męsko idą przodem, rzucając się w czerń.
Ciche echo pękających z rozpaczy słonych kropel.
A w głowie natłok myśli.
Niemo wołam o pomoc.
I wtedy to muśnięcie rozpalonej skóry.
Nadzieja.
Widzę Twój uśmiech, Twe radosne oczy.
Czy ze mną zginiesz?
Wiatr cicho szepcze słowa kołysanki.
Skaczemy, łącząc nasze ciała w jedno.
Słychać tylko bicie serc.
Czuć wokół unoszący się strach.
I to dziękczynne wołanie: o, miłości!
|