cała roztrzęsiona biegła przed siebie. jej ciało coraz bardziej drżało, wiatr co sekundę podwiewał włosy, łzy ścierały niedawno zaschnięty tusz pod powiekami.. nie wiedziała co robić. co krok się potykała. wbiegła do parku - nie miała już sił. upadła, jak w dzieciństwie kiedy uczyła się jeździć na rowerze. tylko, ze wtedy miał ją kto łapać, podtrzymywać i wspierać.. skuliła się na mokrych liściach. zastanawiała się co jest z nią nie tak ? dlaczego nic jej się nie układa ? dlaczego rani i kocha tych, których nie powinna ? ... w głowie zadawała sobie tyle pytań, jedno przebrzmiewało przez drugie.. znów zaczęło mżawić. wyciągnęła rękę jak małe dziecko które chce przebić bańkę mydlaną. krople deszczu skapały jej na trzęsącą się dłoń. popatrzyła w niebo.. nagle jej kąciki ust lekko się podniosły, a na czole pojawiła się maleńka zmarszczka. zachrypniętym głosem wyszeptała do siebie : jesteś jedyny kochanie, jedyny ale nie inny..
|