Czasami wydaje mi się, że padłam ofiarą mojego romantycznego pertraktowania z rzeczywistością i tej naiwnej wiary, że pewnego dnia pojawi się ktoś wprost dla mnie stworzony, właśnie taki, jak sobie wymarzyłam i razem spędzimy dostatnie i szczęśliwe życie. Za to teraz próbuję wszystko nadrobić, boleśnie doświadczając prawdy. Jednak jakaś cząstka mnie nadal wierzy w szlachetne porywy serca i tego samego oczekuję od tych, z którymi się spotykam. I czy to moja wina, że ten wir romantycznych uniesień tak bardzo na mnie podziałał? Szkoda tylko, że nie wiedziałam, kiedy przestać. Ale jeśli związek nie jest oparty na miłości, toczy się zwyczajnie aż do znudzenia. I co tu wybrać?
|