 |
nie czuje sie juz soba ten caly swiat jest jakis dziwny
|
|
 |
nie rozmawiajmy dzisiaj bo nie wiem co mam powiedziec
|
|
 |
czasami smutek jest wielki jest wszedzie jest z kazdej strony
|
|
 |
Nienawidzę egoistów. Nienawidzę bezdusznych skurwysynów. Nienawidzę udawania. Nienawidzę kurestwa.Nienawidzę samotności. Nienawidzę mojej pierdolonej wrażliwości, która mnie gubi. Nienawidzę tego, że tak szybko potrafię się do kogoś przywiązać. Nienawidzę, że moje marzenia niszczy skurwiała codzienność i lęk przed porażką. Nienawidzę, że każdego dnia tak naprawdę jestem sama. Nienawidzę tego bólu, gdy nie potrafię komuś pomóc. Nienawidzę, gdy mój idealnie zaplanowany dzień, nagle się pieprzy. Nienawidzę, gdy moje plany nie wychodzą. Nienawidzę, gdy nagle dostaję wiadomość, której bym się nigdy nie spodziewała. Nienawidzę tego, że czasami czas ucieka mi przez palce, i nie mogę go zatrzymać. Nienawidzę smutku w oczach tych, których kocham. Nienawidzę bezsilności, która mnie pochłania każdego wieczoru. Wspomniałam już, że nienawidzę siebie SAMEJ ?
|
|
 |
stracilam cie wiem juz nie wrocisz ale wspomnienia nigdy nie znikna
|
|
 |
nie wiem co sie ze mna dzieje cos zamienia swiatlo w ciemnosc
|
|
 |
mysle ze za kazdym razem gdy poznam kogos nowego bede juz ostrozniejsza nie bede sie angazowac za szybko bo dzieki tobie wiem ze nie warto
|
|
 |
2/2 Tak minęły godziny, bloki ogrzały się w promieniach,
na balkonach anteny błyszczały jak wspomnienia,
których miał głowę pełną,jak często pusty portfel,
często mówił bierz to ale było już za horyzontem.
szanował drobne bo hajs ucisza krzyk,
bo zawsze jest ktoś z kim możesz się po dzie lić ,
zbierał się do wyjścia był pełen energii,
czuł poddenerwowanie jak by szykował przemyt,
czuł że musi jej to powiedzieć poraz setny,
abonent dostępny ale rozmawiała był zajęty,
jak jego myśli gdy zjeżdżał na dół w windzie,
spotkał sąsiada pytał go na temat rapu,
wyszedł z bloku jak wychodził codzień mijał ludzi,
oni go ich sprawy normalny przechodzień,
ciepły letni wiatr grał na lisciach melodie,
tym razem ciało to zanim miało zniknąć za horyzontem,
kilometr od miejsca które nazywał domem ,
potrącony przez samochód jak ugodzony nożem,
wokół przechodnie światła karetki majaczą,
tylko dlaczego moja żona i najbliżsi płaczą / Onar
|
|
 |
1/2 Jak zwykle wstał rano,koło 9 nie śmigał codzień do pracy ,
więc można powiedzieć miał wolne,jego myśli nigdy nie były,
zawsze martwił się na wyrost,prawie zawsze bez przyczyny,
miał nadciśnienie ,nie dbał o siebie nad wyraz,
dentysty bał się bardziej, niż tego na końcu życia,
wstał padał deszcz,widział po horyzont bloki,
To miejsce skąd pochodził,to jego kula u nogi,
często już nie miały sił na spacer,
więc siadał otwierał kolejne piwo na ławce,
teraz było inaczej było kilka lat później
coś obejrzał w telewizji i z dziewiątej było już południe,
włączał muzyke ona dawała mu smutek,
którego tak potrzebował gdy siadał z ołówkiem,
niebo pochmurne białe zbite jak cukrowa wata,
tylko nie było słodkie jak jej usta tamtego lata,
wziął się w garść czuł się coraz lepiej ,
miał siłę przegonić chmury,zobaczyć niebieskie sklepienie,
kartka ciągła emocje jak dzieci złe wzorce,
on chciał jeszcze wiele zrobić przed końcem
|
|
 |
ja bym chciala zeby ktos do mnie przyszedl i poprostu przytulil
|
|
 |
pamietam jak mi napisales ze chcesz spedzic ze mna reszte zycia kurwa jaka ja w tej chwili bylam szczesliwa a to byla tylko bujda
|
|
 |
nie umiem do ciebie juz napisac nie umiem spytac cie co tam troche zalosne bo potrafilismy rozmawiac dniami i nocami co sie z nami stalo tego nie wiem wszystko zniszczone przez jedna rozmowe przez ktora zrozumialam ze nie jestes tym za kogo cie uwazalam
|
|
|
|