 |
rozdygotane serce, prawie wypychające żebra z klatki piersiowej. jeden, postrzępiony jak brzegi starych książek mięsień, dedykujący każde swoje uderzenie tylko dla jednego człowieka, złożony w jedne, wiecznie zimne ręce, aż do końca.
|
|
 |
wkurwiam się. notorycznie chodzę wkurwiona i pozdrawiam każdego kolesia środkowym palcem. nie zmuszam się do uśmiechu i nie maluję warg krwisto czerwoną szminką byleby tylko jakiś przydupas zwrócił na mnie uwagę. jestem zła na cały świat. najbardziej na pewnego mężczyznę, który... wspominałam już, że jestem wkurwiona?
|
|
 |
w moim domu będzie parapet. specjalny parapet dla rozmyślań. rozmyślań i kubka herbaty.
|
|
 |
Nie potrafię być już tym gościem z przed kilku miesięcy. Wczoraj próbowałem ale już nie potrafię, zbyt dużo rozumiem, zbyt wiele się nauczyłem z błędów twoich i moich. Przynajmniej to wczorajsze spotkanie, będzie naszym mniej bolesnym pożegnaniem.
|
|
 |
siedzimy razem, popijając pozbawionego już smaku lecha. niby jest dobrze, ale atmosfera jest tak gęsta, że spokojnie można ją kroić nożem. wszystko przez to, że oboje nie radzimy sobie z życiem. razem było łatwiej. dlaczego więc nie potrafimy się do tego przyznać? dlaczego wznosimy toast za miłość, której rzekomo nie ma? jest, spójrz tylko na to z innej strony. niech nie zwiedzie cię mój uśmiech, który służy tylko po to, by już nikt więcej nie zapytał, co mi jest.
|
|
 |
tamtej nocy przyszedł zupełnie trzeźwy, mijając mnie w progu, ruszył na piętro. przez dobre pół godziny zagadywał mnie byle czym, pieprzył głupoty. w końcu podszedł do okna i zastygł na moment. podeszłam, na co łzy w jego oczach zabłysnęły blaskiem księżyca: "już miałem brać do pyska czystą. wtedy poczułem, że cię tracę".
|
|
 |
faceci są dziwni. zaczynają się starać, kiedy mi jest już wszystko jedno.
|
|
 |
stał pomiędzy ścieżkami z napisem "zależy mi", a "mam wyjebane" i każdego dnia zmieniał swoją trasę, rujnując całe moje wnętrze.
|
|
 |
chciałabym wyjść z tego domu i wrócić dopiero w następnym tygodniu, gubiąc w między czasie swoje serce gdzieś na jednej z imprez. utopić je w kieliszku wódki i zostawić tam dla jakiegoś naćpanego kolesia, którego w ogóle nie będę pamiętać. stać się tą jedną z suk i kompletnie nic nie czuć.
|
|
 |
Jeszcze nigdy nie żyło we mnie tak intensywnie tych dwoje. Ten prawy i mądry oraz ten popsuty i zakochany. Została mi ostania szansa dla tego drugiego i skorzystał z niej. Wszytko runęło, sumienie zostawiło ostrze w piersi, umysł przeklina mnie, bo oddałem głos słabości, miłości. Tłumaczę sobie, że musiałem bo potem byłyby za późno, że żałowałabym straconej ostatniej szansy ale przecież już żałuję, przecież już mam sztylet w sercu i opuścił mnie, opuścił mnie ten który nienawidzi głupoty. To nie ostatnia szansa to ostatnie potwierdzenie, że trzeba iść dalej choćby zupełnie samemu.
|
|
|
|