 |
kreuję rzeczywistość, w której pomiędzy nami nie istnieje nic.
|
|
 |
świat znów pędzi w nienaturalnym tempie, a ja wciąż myślę o dotyku Twoich warg na mojej skórze.
|
|
 |
wróciłam na stare śmieci.
|
|
 |
nie lubię obierać typowych kierunków, wolę iść sama własną drogą, niż powielać jakiś schemat. nie lubię, gdy wszyscy i wszystko jest identyczne. wolę wiosnę od lata, gitarę basową od elektrycznej, ranek od wieczora, książkę od filmu, chaos od porządku, śmiech od wyrafinowanie, niedojrzałość od śmiertelnej powagi, słuchanie muzyki, nie gatunków. nie chcę się wpasować, jak niektóre bezgranicznie puste osoby, które zawsze są tam, gdzie można w jakikolwiek sposób komuś się podchlebić, poudawać trochę lepszą wersję siebie. bo i po co? przecież w końcu i tak okaże się, jakim się jest naprawdę. to tak, jakby stale nosić maskę, która waży tyle, ile niepewność, głupota i kłamstwo. a udając innych nie zmienimy siebie.
|
|
 |
łapię oddech w monotonni.
|
|
 |
wyłączyłam się, żyję obok samej siebie. porażka za porażką, to już mnie nie rusza. rezygnacja stopniowo zastąpiła stałą walkę o świadomość. tylko oby to nie było nieodwracalne, bo chciałabym jeszcze reagować, bać się, cieszyć. bycie ciałem bez energii nie jest przyjemne.
|
|
 |
uwielbiam iść przed siebie, ze słuchawkami w uszach, wśród płatków śniegu, które lekko opadają na ziemię
|
|
 |
przyjaźń o smaku gumy jabłkowej, otoczona kolorowymi liśćmi, pachnąca zachodem słońca z cichym skrzypieniem nienaoliwionych huśtawek.
|
|
 |
ignoruję ból w opuszkach palców. na siłę zmuszam je do układania się tak, by wprawione w drżenie struny wydały z siebie jak najlepszy dźwięk. ignoruję uliczny hałas, w głowie wciąż rozbrzmiewają fragmenty, które chcę odtworzyć. tak, początki nie są łatwe. ale obiecałam sobie, że tym razem się nie poddam. dokończę to, co zaczęłam. choćby miało to trwać 5, czy 20 lat. pokonam to moje niezdecydowanie, bo mam już dość tej starej siebie, która łatwo rezygnuje i nie ma sił, by walczyć. z każdym dniem tamtej uprzedniej ognistowłosej jest coraz mniej. a może i ona już zniknęła?
|
|
 |
nie boję się jutra. nie mam czego żałować, przed czym uciekać. nie interesują mnie już osoby, które nie znaczą w moim życiu nic, a oceniają mnie, jakbym co dzień pisała test ze swojego życia, a oni zasiadali za biurkiem w roli egzaminatorów. pieprzyć ich, pieprzyć teorię. czas na dostosowywanie się do ogólnej opinii minął. teraz czas na własne priorytety, na śmiech, na mnie.
|
|
 |
zapomniałam o nim, zapomniałam o nich, zapomniałam o problemach, zapomniałam o tym, że to ja jestem tą rozsądną. w zamian za to przypomniałam sobie, jak szczęśliwa potrafię być.
|
|
|
|