 |
I najbardziej brakuje mi wspólnych poranków, których nie zdążylismy mieć.
|
|
 |
Umiem tylko trzymać w sobie uczucia, zabijać wszystkie nadzieje, marnować szansę, popełniać błędy i zapijać to wszystko wódką.
|
|
 |
Leżąc na kolanach i wkradając się do myśli
Nie zastanawiając się nad sensem swoich działań.
|
|
 |
Podróże w deszczu.
Nocą.
Samochodem.
Donikąd.
Znikąd.
|
|
 |
eflektor raz puszcza światło na mnie, raz na Ciebie.
Moje buty, zniszczone.
A my spadamy, szybciej, głośniej.
Otul moje rozbite kolana.
I zmęczone oczy.
Po prostu najlepiej.
|
|
 |
Choć wciąż wszystko wraca a ja wymiotuje swoją bezsilnością
Charakterystyczny dźwięk, wysiadam i nie oglądam się za siebie. Kolejny dźwięk otwierania drzwi. Nie odwracam się. Odbicie moich nóg w szybie , łzy.
Trzaśnięcie drzwiami i światło po prawej stronie.
|
|
 |
ja tego kurwa nie wytrzymam, nie wytrzymam. Mam ochotę pożegnać się z wszystkimi.
Jestem dużym zbrodniarzem, i to chyba bardzo ważnym.
Zakujcie mnie w kajdanki za uśmiechów sto!
|
|
 |
nijako
zazdrosc cie zniszczy.
|
|
 |
moja własna umieralnia.
epikryza zawiera milion słów na temat mojej śmierci. To był wrzesień, szary poranek.
Była oziębła i głodna. Skórę pokrywał kurz. W tle był dźwięk massive attack.
Oczy głaskały sufit a włosy splątały jej marzenia.
W białej pajęczynie walczy o kolejną śmierć. Nieostatnią.
|
|
 |
mogę umrzeć?
w twoich ramionach ale.
|
|
 |
czytając puste słowa które są zbyt blisko siebie.
zbyt niebezpiecznie, niekonsekwentnie, nielogicznie i złudnie
tworząc razem mieszankę wybuchową.
|
|
 |
Wczorajsza wódka spływa po Mnie jak dzisiejszy deszcz
|
|
|
|