 |
Ja dalej błądzę. Już nie płaczę, już nie jest mi przykro. Nic nie przebije mojej tarczy.. Bez emocji, nie chce już dawać miłości.
|
|
 |
Byłam głupia i naiwna, wiesz dlaczego? Ludzie wbijali mi noże w plecy, a ja zamiast uciekać pytałam czy ich ręka nie boli.
|
|
 |
Nie jestem „córeczką tatusia”. Jestem „dziewczynką” mojego męża, który ukochał mnie duszą czułą jak poranek. Nigdy nie płakałam na ramieniu taty przez chłopców, ale na ramieniu męża - przez rodzinę, zawody i cichy ból serca. Jego ramiona to przystań, jego obecność - mój spokój. W nim odnalazłam ciepły dom utkany z miłości.
|
|
 |
piękny, jasny, świeży poranek. nie ma piękniejszej myśli, niż on. tak przyznam się. każdego dnia, był moją pierwszą myślą, a każdego zimnego wieczoru ostatnią. kiedy nie pisał, martwiłam się, że znów jest coś nie tak. kiedy pisał bardzo często, byłam szczęśliwa jak głupia, uśmiechałam się nawet do szklanki, rozmawiałam z łyżeczką od herbaty. kiedy witał się zwykłym całusem, bałam się że już nic nie ma, kiedy muskał słodkim i długim pocałunkiem w usta, wiedziałam, że jest szczęśliwy. kochałam go na milion różnych sposobów.
|
|
 |
a jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci. pamiętaj o mnie, dobrze? może będę się mniej bała, może będę usypiała spokojniej.
|
|
 |
czy wiesz, ze oddałabym wszystkie twoje zasrane anioły za jedną godzinę z nim? tę jedną, jedyną godzinę, żeby mu powiedzieć to czego nie zdążyłam. czy wiesz co powiedziałabym mu jako pierwsze? powiedziałabym mu, że najbardziej żałuję tych wszystkich grzechów, których nie zdążyłam z nim popełnić.
|
|
 |
siadam na stole, beztrosko bawię się w mieszkaniu na dwunastym piętrze. z uśmiechem na twarzy odkręcam butelkę whisky, odpalam szluga i bezczelnie spoglądam w twoje okno, widząc, że masz kolejną, męska dziwko.
|
|
 |
możesz zabrać mi wszystko. zabierz serce, duszę, weź kurwa nawet nerkę, cokolwiek, bierz co chcesz. chcę należeć do ciebie, CAŁA. zapomnijmy o rozczarowaniach, bo mimo wszystko jesteś jedyną osobą, która chociaż tak kurewsko zraniła nadal ma wstęp do mojego życia. i dam ci czas. dam ci czas na oswojenie się ze mną na nowo, na nauczenie się od nowa tych słodkich zwrotów i wyznawania miłości. dam ci czas na pokochane mnie od nowa, nie martw się. do czasu aż nie rozbudzisz się na nowo będę kochać za nas dwoje.
|
|
 |
duszę się łzami i mam ochotę wydrapać te piekące od ciągłego płaczu oczy. drżące wargi nie chcą przestać wymawiać jego imienia, a serce już dawno ode mnie uciekło. nie umiem tego opisać, nie umiem nazwać chociaż tak bardzo chciałabym wykrzyczeć całemu światu swój ból. czuję się słaba, czuję się beznadziejna i nie chcę walczyć z pragnieniem śmierci. może mnie jakoś dorwie i zrobi co trzeba. naiwna idiotka, która chciała pobudzić się do życia, a została mocniej wdeptana w ziemię. dziękuję życie, szczerze cię nienawidzę.
|
|
 |
bo tylko ja mam prawo o nim przeklinać i posyłać go do diabłów. tylko ja mam prawo wyć w poduszkę, zagryzać do krwi wargi, bo znowu odjebał jakąś chorą akcję. mogę z nim zrywać i schodzić się kilka razy w tygodniu i nic ci do tego. mam wykupiony monopol na tego pana. i zapamiętaj jedno... nawet gdy nazywam go skurwielem nigdy nie kochałam nikogo bardziej.
|
|
 |
ten zwykły dzień, najzwyklejszy dzień z życia, kiedy budzisz się obok niej i chcesz oddychać.
|
|
 |
siedziała na jego łóżku, patrzyła, jak się przebiera. lubiła jego umięśnione plecy i szerokie ramiona. spojrzał na nią i zaśmiał się na widok jej zagryzionych warg. "mała, nie napalaj się tak" - mruknął i rzucił w nią koszulką. "chodź tu" - warknęła cicho i uniosła brew. nie zrobił żadnego kroku, tylko patrzył z szelmowskim uśmiechem. "nie, to nie" - powiedziała i położyła się na brzuchu. po krótkiej chwili poczuła jego dłonie na plecach. wtuliła się w niego. "wiesz co? odnalazłeś mnie. albo raczej... ja odnalazłam się w tobie" - szepnęła, chowając twarz w jego szyi. pocałował ją. delikatnie, z uczuciem, które przepływało między uderzeniami ich serc. wbił tępy wzrok w sufit. czuł, jak spokojnie przy nim oddycha.
|
|
|
|