 |
|
- zachowujesz się tak, jakby podobał Ci się ból po Jego odejściu. nie możesz po prostu zapomnieć, wymazać go z pamięci? zapytał mnie kumpel. - wiesz... zaczęłam. to nie tak, że mnie to bawi. mnie to rozrywa na kawałki. może nie chce zapominać tych wszystkich cudownych chwil, bo było ich wiele. może nie chce zapomnieć Jego uśmiechu, tonu głosu, dołeczków w policzkach i tego jak słodko marszczył czoło gdy raziło go słońce. usiadłam by schować głowę w kolanach. to tak, jakbym chciała zapomnieć ile to jest dwa plus dwa, widzisz? nie da się. odpowiedziałam zanosząc się płaczem. kumpel stał jak wryty i choć wiedział, że nie ma racji mówiąc, że łatwo jest zapomnieć, nie przyznał mi racji, bo wiedziałby, że to bolałoby sto razy bardziej, niż fakt, że jedyna miłość w moim życiu, już nigdy nie będzie przy mnie.
|
|
 |
|
ten ból, psychiczne blizny i Ty. to wszystko uderzyło we mnie z ogromną siłą. i nie mówię tutaj o rozdzierającym się sercu, o oczach, które pragnęły zatopić się w jego spojrzeniu, czy potrzeby przytulenia. ja tak bardzo pragnęłam uwolnić się z sideł miłości. chciałam, żebyś zrozumiał co straciłeś, a nie napawał się widokiem, gdy upadam. chciałam, żebyś pomyślał sobie, 'dlaczego to wszystko zniszczyłem?' chciałam, żebyś cierpiał, równie bardzo jak ja.
|
|
 |
|
i przytul mnie i obiecaj, że będzie dobrze, i baw się moimi włosami i unoś mój podbródek, gdy odsuwam się, by cię nie całować i mów, że mnie kochasz i bądź przy mnie zawsze i nie obrażaj się na mnie i głaszcz mój policzek i nie pozwól mi płakać i rozbawiaj mnie i dzwoń o każdej porze i pisz słodkie sms'y i budź mnie gwiazdką przy dwukropku i nie zawiedź mnie, bo nie chcę cierpieć.
|
|
 |
|
teraz słowa dokończą, to co zaczęły czyny, przecież kurwa nie mówię, że nie jestem bez winy z ciężkim sercem nawijam, o tym że z nami koniec, a myślałem że zawsze staniesz po mojej stronie.
|
|
 |
|
to chyba właśnie na tym polega miłość, że mimo tego iż On tak cholernie cię rani, ty nie poddajesz się i z całych sił starasz się odbudować, to co razem budowaliście przez ten cholerny rok i dwa miesiące.
|
|
 |
|
tak strasznie żałuję chwili w której życie przeleciało mi przed oczami. może gdybym nie zawahała się i skoczyła byłoby lepiej? może nie musiałabym cierpieć? nie musiałabym znosić jego obojętności i braku zaangażowania? może byłabym szczęśliwsza? może patrzyłabym na niego z góry i pomagała obierać dobrą drogę? może byłabym blisko, choć naprawdę tysiące kilometrów? może mogłabym mu pomóc, by choć przez chwilę zastanowił się co stracił? może cierpiałby i bił się z myślami, że mnie już nie ma? żałuję, że głupia byłam i cofnęłam się dwa kroki do tyłu, specjalnie dla niego, na jego prośbę i błagania.
|
|
 |
|
- cholera jasna, krzyknęłam patrząc na jego obojętność. możesz wytłumaczyć mi, dlaczego tak cholernie ranisz? dlaczego jesteś taki obojętny? rajcuje cię widok, gdy ktoś cierpi? gdy cierpi osoba, która kocha cię nad życie? podoba ci się to? krzyczałam mu prosto w twarz. on stał dalej wpatrzony w moje oczy, nie robił nic. nic nie mówił. jedynym dźwiękiem, który było słychać, był jego głośny oddech. podszedł do okna i zaczął mówić. - wiesz, ja po prostu nie mogę zrobić nic byś była szczęśliwa. owszem możesz być, ale nie ze mną. od dziś musisz radzić sobie sama, mnie już nie ma. dla ciebie nie istnieje, wydusił przez zęby. zadowolona jesteś, że wszystko powiedziałem ci w twarz? spojrzałam na jego smutne oczy, po policzku spływała mi łza. usiadłam na łóżku, chowając głowę w kolana. - wyjdź i nie mieszaj mi nigdy więcej w życiu, jasne? wyszeptałam zanosząc się płaczem. a on? wyszedł, tak bez słowa, bez żadnego pohamowania. zostawił mnie, bym radziła sobie sama, skurwiel.
|
|
 |
|
czasem mijając go na ulicy, miałam ochotę podejść spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że tęsknię, że usycham i więdnę bez niego. układałam w głowie scenariusz co by wtedy zrobił. myślałam sobie, że przytula mnie i obiecuje, że zostanie przy mnie, że mogę być bezpieczna, że mam jego, wiec mam wszystko. zazwyczaj wszystko kończyło się zwykłym 'cześć' i każdy z nas szedł we własną stronę. szkoda, że miłość uwielbiała nas omijać.
|
|
 |
|
- czasem potrafię być obrzydliwie miła, ale to się zdarza bardzo rzadko. - dlaczego? - bo zazwyczaj mnie wkurwiasz.
|
|
 |
|
ogarnij swój pierdolnik, bo stracisz tych, którzy są dla ciebie ważni.
|
|
 |
|
pozbierałam się. chodzę do szkoły, czasem nawet się uśmiecham. wracam zakłopotana ze zmarzniętym nosem i katarem, który od tygodnia nie daje mi spokoju. staram się uczyć. piję herbatę z twojego kubka i siedzę otulona kocem. biję się z myślami, ale przecież jestem silna, przecież sobie radzę. jestem trochę obojętna i nie wierzę w lepsze jutro, ale staram się wyciskać z siebie radość na siłę. czytam książki, wychodzę z psem na spacer i oglądam seriale. tonami wchłaniam czekoladę, która odkłada mi się w biodrach, ale przecież nie mam dla kogo być chuda. udaję szczęśliwą, a wieczorami płaczę w poduszkę. żadna z czynności, które wykonuje nie ma najmniejszego sensu, przez jedną osobę, która brak doszczętnie zniszczyła mi mój świat. świat, który tak długo budowałam.
|
|
|
|