 |
chcę, byś wiedział kim dla Ciebie jestem. lub raczej kim powinnam być.
|
|
 |
pamiętasz, jak obiecałam Ci, że się nie poddam? jak obiecałam walczyć, nawet jeśli nie będzie Cię tutaj? jak mówiłam, że jestem silna i wytrzymam? kłamałam. jestem nikim. nędznym skrawkiem człowieka wyniszczonego przez setki wspomnień, z mnóstwem ran zadawanych na przestrzeni lat. nie dałam rady. wcale się nie trzymam. na dobrą sprawę nie potrafię pójść nawet na Twój grób. ja to wszystko oddalam od siebie, bo jeszcze, mimo jedenastu minionych lat, nadal nie wierzę, że już nigdy Cię tu nie będzie. zamykam oczy, gdy przez przypadek wpadnie mi w ręce Twoje zdjęcie. odkładam je najgłębiej jak tylko można, by nie patrzeć, by nie wbijać sobie kolejnego sztyletu, w to podziurawione dość mocno serce. umieram, każdego dnia na nowo - bo bez Ciebie, bez Twojego wsparcia i bez Twojej dłoni, która miała prowadzić mnie przez całe życie - nie ma mnie. po prostu nie istnieję. / veriolla
|
|
 |
Może i nie jestem jakoś specjalnie silna. Jednak zdziwiłbyś się ile siły potrafię w sobie znaleźć, gdy zranisz kogoś z moich przyjaciół i z jaką zawziętością potrafię powoli sprowadzać twoje życie do najniższego poziomu.
|
|
 |
Czemu po prostu tego nie skończę? Tak było by prościej. Jednak wiem, że nie mogę tak po prostu odejść. Mimo codziennych prób. Mimo zatrzymywania się na środku ulicy i patrzenia jak nadjeżdżające samochody omijają mnie lub się zatrzymują, a kierowcy pukają się w głowę i krzyczą, że jestem psychiczna. Trudno. Próbuję codziennie, ale każdego dnia dostaję odmowę słysząc ciche „ jeszcze nie twoja pora, jeszcze nie dziś”.
|
|
 |
Ludzie wokół nie wiedzą, co się dzieje. Nie widzą tego, co przeżywam. Nawet własna matka nie jest tego świadoma, że świat jej najmłodszej córki się właśnie rozpada, że codziennie marzy o tym, aby zasnąć i się nie obudzić. Ludzie potrafią dostrzec brak obecności przez kilka dni, ponowne wycofanie się z życia w cień i otoczenie najbliższymi osobami, lecz nie znają powodu. Później pojawia się maska i zaczyna udawanie. Sztuczne uśmiechy, wymuszony śmiech, a każda riposta jest mówiona bez poczucia humoru, tylko po to, aby zranić. Widać lekkie zmiany, lecz widzą je tylko ci,którzy naprawdę dobrze się przypatrzą. Oczy pełne bólu i tęsknoty za czymś, co nie wróci. Tylko te kilka osób najbliżej mojego serca, wie, co się dzieje i próbują być wsparciem, które znowu odtrącam, coraz bardziej się izoluję i odchodzę w samotność.
|
|
 |
Kawę piję już bez umiaru. Doskonale hamuje łzy. Daje iluzje siły i w jakimś stopniu przejrzystość umysłu. W większej dawce nawet sprawia, że potrafię się uśmiechnąć i choć przez chwilę jestem taka jak dawniej. Jednak ten efekt mija zbyt szybko, abym mogła normalnie żyć. Zawsze mówiłeś, że kofeina jest niebezpieczna i powinnam ją ograniczyć. Szczerze przyznaje, że piłam ją z nadzieją, że po którejś kawie z rzędu wysiądzie mi to pieprzone serce, a ty będziesz ostatnim, dla którego biło.
|
|
 |
Myślisz, że utrata kogoś, za kim skoczyłabym bez wahania w ogień nie boli? Boli i to cholernie. Każdego dnia staram się zrozumieć, co było nie tak, co mogłam zrobić źle, czy nie powiedziałam o słowo za dużo, a może właśnie o słowo za mało. A może po prostu jestem przeklęta? Może po to miałam zobaczyć jak to jest być szczęśliwą przez ten czas, aby później upaść z jeszcze większej wysokości? Albo po prostu byłam dla Ciebie nikim. Taka możliwość też funkcjonuje, chociaż znając Ciebie na tyle nie podejrzewałam tego, teraz z każdą chwilą staje się to coraz bardziej realne..
|
|
 |
Nie chcę już walczyć. Wstawać co dzień i uświadamiać sobie, że oto przede mną kolejny szary dzień bezsensownej egzystencji. Kolejny dzień, który przeżyję dzięki kofeinie i znów przepłaczę kolejną bezsenną noc. Jednak robię to. Każdego ranka zbieram siebie od nowa. Gaszę ból i emocje, dla tych kilku osób, które nie pozwalają mi odejść. Wierz mi lub i nie, ale gdyby to ode mnie zależało to od zeszłego wtorku nie było by mnie tutaj. Są ostatnimi cienkimi nitkami łączącymi mnie z życiem. Są wszystkim, co mi pozostało.
|
|
 |
Znów uwierzyłam w miłość. W to ,że nie jestem pechowa i przeklęta. Nadzieja powróciła, gdy się tego najmniej spodziewałam, gdy nie szukałam nikogo i chciałam sama iść przez życie. Pojawił się On. Nie szukałam w Nim nikogo niezwykłego. Z początku traktowałam jak kumpla. Nie robiłam sobie nadziei na coś więcej. Jednak wszystko potoczyło się nie tak jak powinno. Zaufałam. Zakochałam się. Czy wiedziałam jak to się skończy? Rozum podpowiadał, jednak chciałam kierować się sercem, które obudził tak samo jak część mnie, o której myślałam ,że umarła. Dziś znowu stoję na krawędzi. Przeniknął moją duszę i zabrał ją razem z krwawiącym sercem.
|
|
 |
Moje dni życia są dokładnie policzone. Każda minuta, sekunda. Zegar na ścianie powoli odmierza upływające chwile, a ja spokojnie czekam na koniec.
|
|
 |
tak naprawdę, nigdy nie oczekiwałam, że pewnego dnia znów tu wrócisz, że w dłoniach niosąc swoje serce, oddasz mi je na własność. nie jego części, nie fragment, a całe, wraz ze wszystkim co w nim zawarte, wraz z miłością, wraz z nienawiścią, z każdym z uczuć i każdym odłamkiem bólu, wraz z emocjami i rysami na powierzchni, że to mi oddasz mięsień życia, by bez pośpiechu odejść, bez kolców pod klatką, bez słabnących uderzeń i odbicia echa, odejść nie czując już bólu, zerkając jedynie gdzieś z góry, spomiędzy chmur, jak pomimo wszystko, ten organ nadal bije, jak nadal obrazuje kolejne już życie. / endoftime.
|
|
 |
w sercu, na marginesie, dwa słowa dziewięć liter, a w nich ranga istnienia, podsumowanie tego co czuję, tego czego pragnę, i co chcę udowadniać Ci do końca życia. w tle nikną słowa, ten abstrakt emocji, streszcza się pozycja a wraz z nią znaczenie, teraz? istotne jest to co mam, a wiedź, że doprawdy mam wiele, bo mając Ciebie, tak naprawdę czuję, że mam wszystko to, czego dla serca, potrzebowałam od zawsze. / endoftime.
|
|
|
|