 |
|
Któregoś zimowego południa, między spadającym płatkami śniegu uśmiechnął się do mnie. Dłonie, choć szczelnie opatulone rękawiczkami zaczęły marznąć, a równomierny dotąd oddech przyspieszył. Przywitał się cichym głosem, a moje serce wyrywało się z piersi, jakby chcąc zapytać, czy przyszedł po to, aby się nim zaopiekować.
|
|
 |
|
Przyjdź teraz po mnie. Wyciągnij mnie z domu, teraz, na wieczór, na noc, do rana. Idźmy gdzieś. Niech zima mrozi nam tyłki, niech nazajutrz spierzchnięte usta pieką od nadmiernej ilości pocałunków. Siedząc gdzieś, gdziekolwiek - pokochajmy się na nowo.
|
|
 |
|
przysięgaliśmy się zestarzeć razem, kochać na zawsze, nawet, gdy nas w trumnie zjedzą robaki. myślałem, że bez ciebie umrę, i chyba umarłem, a teraz tylko udaję element scenografii
|
|
 |
|
w nawale pracy przestaliśmy się już starać jak dawniej, a słabsze dni się rozrastały do tygodni i kiedy w studiu, w kabinie ty krzyczałaś „spójrz na mnie”, ja widziałem w tym wyłącznie fragment mojej zwrotki
|
|
 |
|
nasze pierwsze pocałunki przed przystankiem, kiedy żal nam było nawet paru minut bez dotyku naszych rąk, pierwszą noc przegadaną do rana i pierwszą noc, kiedy nie chcieliśmy mówić nic. pamiętasz pierwszy poranek, który wstawał tylko dla nas? jakby tylko jedna para mogła widzieć wtedy świt
|
|
 |
|
Mówią raz się żyje, ale nawet jeśli raz to godnie.
|
|
 |
|
A mówić kocham jest często za trudno
Żyjemy, deszcz jest łzami, łzy są bólem,
Ale tak między nami, już chyba nic nie czuję.
|
|
 |
|
Nie boję się jutra, kiedy patrzę na blizny
Już nawet się nie wkurwiam, kiedy chcą mnie zniszczyć.
|
|
 |
|
Psychika żegna się, szał rozrywa sens,
padam z oczu płynie krew zamiast łez.
|
|
 |
|
Jest w nas taka wstęga, silniejsza niż czyjeś słowo
To samotność, w duszy jesteś nią, ona jest tobą.
|
|
 |
|
Są takie emocje silniejsze niż każdy żywioł
Przychodzą gdy noc jest przynosząc wątpliwość.
|
|
 |
|
Odpycha nas w nas nawzajem to samo,
co nas przyciągało i to było za mało...
|
|
|
|