 |
|
bliskim mów gdyby pytali, że chwilowo zmieniłam adres, że w niebie leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości...
|
|
 |
|
udaje mi się całe długie godziny przeżyć i o nim nie pomyśleć, a potem i tak coś mi go zawsze przypomni, piosenka, zapach, jakieś miejsce, jakieś słowo. i zaczynają mi płynąć obrazy w głowie jak film, i nie chcę, nie mogę, nie potrafię ich zatrzymać. po co, po co? przecież już go nie ma, przecież już się nie spotkamy, i jest to najbardziej idiotyczny i banalny koniec tej znajomości, jaki tylko mogę sobie wyobrazić. wydawało mi się kiedyś, że efektowne historie powinny mieć efektowne zakończenia. a jednak nie mają.
|
|
 |
|
z tęsknoty można przestać jeść. można też umyć podłogę w całym domu szczoteczką do zębów. można wytapetować mieszkanie. umrzeć można.
|
|
 |
|
(...) jadę stopem, bo nie mam na helikopter, bo nie wynaleziono, kurwa, teleportacji, i to nie jest żaden weltschmerz, nie jestem młodą, piękną duszą - ja po prostu jestem pierdolnięty, chory psychicznie.
|
|
 |
|
nie przestawaj mnie kochać. ani na sekundę. myśl o mnie rano i wieczorem, w porze pacierza. kosztem posiłków, choćbyś miała jeszcze bardziej wyszczupleć. proszę bardzo, oglądaj
serial "dempsey i makepeace na tropie", wystawy sklepów z sukienkami, ślady choroby na swoim ciele - tylko miej mnie przed oczami.
dźwigając pięćdziesięciokilogramowe worki noszę na rękach ciebie. skacząc w rytm pieśni reggae skaczę za tobą w ogień. ogryzając paznokcie gryzę je z tęsknoty za tobą. słuchając prognoz pogody nasłuchuję twojego głosu. czasami brak mi powietrza i wiem wtedy, że na chwilę o mnie zapomniałaś.
|
|
 |
|
kocham Cię. i jest ze mną coraz gorzej.
|
|
 |
|
ja zwyczajnie chcę, żeby ktoś umieścił mnie w swoich planach.
na niedzielę.
na weekend.
na życie.
|
|
 |
|
zabiłam Cie w sercu,ale olałam żałobę.
|
|
 |
|
matka karmiła mnie opowieściami o idealnej miłości, a wiara w ideały to ciężkie kalectwo.
|
|
 |
|
tylko starożytni grecy mieli bóstwa pijaństwa i radości: dionizosa i bachusa. my mamy za to freuda, kompleks niższości i psychoanalizę. boimy się wielkich słów w miłości, a lubimy je w polityce. smutne pokolenie.
|
|
 |
|
zerwałem firankę,
już trochę lepiej, jest więcej światła,
słychać więcej deszczu
i czuć więcej mnie.
|
|
 |
|
serce pojemne jak przedwojenna wanna i pragnienie, by ją wypełnić.
|
|
|
|