 |
|
kiedy byłam mała z utęsknieniem czekałam, aż tata wróci z pracy, przynosząc moją ulubioną czekoladę z nadzieniem kokosowym. dziesięć kawałków, wszystkie tylko i wyłącznie dla mnie. gdy słyszałam odgłos otwieranych drzwi, biegłam w tamtym kierunku ile sił w nogach. rzucałam się tacie w ramiona, składając na policzku czułego całusa, po chwili odsuwając się i robiąc najsłodszą z min, jakie miałam do zaoferowania. otwierałam usta, aby zapytać, czy przypadkiem nie zapomniał, podczas gdy on wyciągał słodycz zza pleców z cichym 'mam, mam, pamiętałem'. łapałam ją szybko w dłonie, jak skończony łasuch, pośpiesznie zdejmując papierek. nie minęło pięć minut, a pozostawały jedynie okruchy, które i tak wciągałam niczym odkurzacz. wiesz, kochanie, teraz mogłabym tak zajadać się Tobą.
|
|
 |
|
dzień po rozstaniu z Nim, dostałam tajemniczą paczkę. przy pokwitowaniu odruchowo spojrzałam na nadawcę. pięknym, starannym pismem wygrawerowano jedno słowo - miłość. podziękowałam listonoszowi, czym prędzej pragnąc znaleźć się w domu. pobiegłam po schodach do swojego pokoju, ignorując pytanie mamy, a pro po tego, od kogo dostałam przesyłkę. sięgnęłam po nożyczki i zaczęłam rozcinać pudło. po chwili trzymałam już w dłoniach Jego sweter w zielonym kolorze, buteleczkę perfum od Bruno Banani, oraz truskawkę, upamiętniającą zapewne nasze pocałunki. łzy mimowolnie wypłynęły mi na policzki. wcale nie żartował oświadczając mi ubiegłego dnia, że nie pozwoli mi o sobie zapomnieć.
|
|
 |
|
jak w kadrze z najbardziej dennego romansu, siedziałam na zamglonym jeszcze dworcu. przyglądałam się jego zasnutej sylwetce z odległości kilku metrów, błagając w myślach, aby nie wsiadł do pociągu, który miał nadjechać za kilka minut. spojrzałam na tarczę zegara. czas upływał coraz szybciej, a ja z chwili na chwilę opadałam z sił znacznie bardziej. próbowałam wstać, podejść, powiedzieć całą prawdę - nie potrafiłam, paraliż obezwładniał mi ciało. usłyszałam pociąg sunący po torach, hamując. chmura dymu. nieprzyjemny zapach. wciąż nie spuszczałam z niego wzroku, odbierając wrażenie, że jednak zdaje sobie sprawę z mojej obecności. pokręcił jednak tylko głową, biorąc walizkę do góry i wstawiając ją do jednego z wagonów. odwrócił się, zawieszając spojrzenie na mnie. uśmiechnął się blado, po czym ostatecznie wsiadł do środka. odjechał, ze świadomością, że go nie kocham. uciekł, nie zaznawszy prawdy.
|
|
 |
|
cieszę się, że nigdy nic do mnie nie czułeś. przynajmniej teraz nie winię się za to, że pozwoliłam, aby coś w Twoim sercu względem mnie, wygasło.
|
|
 |
|
w pokoju unosiła się woń płynu do podłogi, a gdzieniegdzie pozostawały jeszcze mokre fragmenty na panelach. sprawdziłam czy aby przypadkiem nie mam jakiś wiadomości na komórce. widząc to co poprzednio - czyli nic nowego - rzuciłam się bezradnie na łóżko sięgając po książkę. po około trzech minutach, kiedy zupełnie nie mogłam skupić się na potoku słów, które czytałam, zrezygnowałam z podjętego działania. sięgnęłam po bluzę, zwisającą na oparciu fotela. zarzuciłam ją na ramiona, i wybiegłam z domu, po drodze informując mamę, że wrócę wieczorem. mój pokój lśnił - przyszedł czas na remont serca.
|
|
 |
|
nie potrzebowałam niezmiernie namiętnych pocałunków, wzbudzających dreszcze na całym ciele. nie chciałam podniecenia okalającego mnie od stóp do samego czubka głowy. pragnęłam jedynie zwykłego całusa w czoło, który jakby przemawiał do mnie tajemniczą mocą, mówiąc, że On wcale nie chce mnie uwodzić, żeby w końcu zaciągnąć do łóżka. chce zapoznać się z moją duszą, przeniknąć ją, połączyć w jedność ze swoją, tworząc coś... coś pięknego.
|
|
 |
|
miłość jest jak narkotyk. próbujesz raz, cały świat pokazuje Ci swoje nowe, piękne oblicze. podoba Ci się. próbujesz dalej. bierzesz więcej i więcej, niechybnie się uzależniając. nagle wszystko się wali, a to, co stało się częścią Ciebie, nieodłączną w dodatku, znika. cierpisz. chcesz więcej pomimo ceny, oraz konsekwencji, jakie to za sobą niesie. usilnie próbujesz odnaleźć choć posmak tego, co do niedawna dawało Ci takie ukojenie. tęsknisz. biegniesz na oślep, wmawiając sobie, że szukasz. błagasz o powrót, zalewając się łzami. wszystko wraca. wpadasz znów w tamte sidła. jest dobrze. masz szczęście. to nic, że niszczy. masz szczęście...
|
|
 |
|
nie ma sytuacji bez wyjścia. z każdej opresji da się wyjść z twarzą, w całkiem przyzwoitym stanie. trzeba tylko walczyć, mimo wszystko nie poddawać się. bo wbrew pozorom i tego co sobie roimy w głowie - to my decydujemy o wszystkim co się wydarzy i to nasze dłonie kierują sterem. los się tylko bawi. niekiedy podstawi nam nogę, innym razem jednak popchnie do przodu dodając motywacji. sęk w tym, żeby wyczuć moment. rozeznać się w sytuacji i powziąć działania, dopóki nie będzie zbyt późno.
|
|
 |
|
nawet najbardziej oschły, chamski, arogancki facet, rzucający riposty na prawo i lewo, komentujący każdy defekt kobiecej urody, ma prawo do strachu. ten mężczyzna, niczym zbudowany ze stali, ten nie do zniszczenia, może bać się równie bardzo jak drobna i delikatna kobieta. miłość nie dzieli ludzi na grupy, na podstawie masy ciała, czy odporności psychicznej. każdemu daje na tacy tyle samo szczęścia, łez, obaw, tęsknoty, bólu, radości. wyłącznie od nas zależy po co, i w jakich ilościach, sięgniemy.
|
|
 |
|
- dajmy sobie trochę czasu. poczekajmy. - a mamy na co czekać?
|
|
 |
|
umiar. napawaj się miłością z umiarem.
|
|
 |
|
Jego wszystkie 'nie kocham Cię' raniły moje serce. każdy zwrot tego typu pozostawiał lekkie zadrapanie. w końcu takich ranek nazbierało się wystarczająco dużo, aby utworzyć potężny uraz na moim drobnym sercu. i mimo tego, iż to wszystko było tylko żartami - bolało.
|
|
|
|