 |
|
- kocham Cię. - śmieszne. na prawdę zabawne.
|
|
 |
|
postaw się teraz na moim miejscu. jak mam żyć ze świadomością, że już nie wrócisz? jak funkcjonować dalej nie posiadając chociażby tej nadziei na to, że może zmienisz zdanie? jak radzić sobie z tęsknotą, nie mogąc nawet spojrzeć na Ciebie ukradkiem, idąc miastem?
|
|
 |
|
minęło wystarczająco czasu, abym zdołała nauczyć się żyć dalej. jednak zdecydowanie za mało, żebym przestała kochać.
|
|
 |
|
Dzięki Niemu zaczęłam lubić swoje imię. Wypowiedziane Jego idealnym głosem brzmiało całkiem przyzwoicie.
|
|
 |
|
Nie pierdol mi tutaj i nie zgrywaj omnibusa, bo to twoje "nie masz racji" już mnie kurwa nie rusza!
|
|
 |
|
Gdzie w tym sens jest i cel ? gdzie rozwiązanie szukać ?
Się wkurwiam, mało tego to ty chcesz tego słuchać
To jest chore ! tak jest często tutaj u mnie
Otwieram oczy, wita mnie muzeum wkurwień .
|
|
 |
|
proszę Cię tylko o ten ostatni uśmiech. ten, który da mi wiarę na przyszłość.
|
|
 |
|
- ja śpię od brzega, Ty od ściany! przestań marudzić. - wydał komendę przeganiając mnie na drugą stronę. - bo co?! - zapytałam zaczepnie, trzymając się z całych sił brzegu łóżka, kiedy zaczął mnie łaskotać. - kochanie, to dla Twojego dobra. jeszcze spadniesz... - szeptał, gładząc mnie po włosach. parsknęłam śmiechem. - słuchaj, wolę spaść miliard razy z tego łóżka, niż mieć zmiażdżony nos, kiedy to rozwalisz się na całość, tym samym wgniatając mnie w ścianę. - oświadczyłam, mimowolnie widząc poduszkę zbliżającą się do mojej twarzy w zawrotnym tempie.
|
|
 |
|
co mi po Twoim swetrze? bez Ciebie u boku wcale nie jest mi w nim ciepło.
|
|
 |
|
słońce niepewnie przecinało mgłę. kwiatki budziły się do życia. rosa ustępowała. - wciąż tu przychodzisz. - usłyszałam głos za sobą. nie odwracałam się. przymknęłam jedynie powieki, wysłuchując Jego coraz bliższym kroków. poczułam dłonie na ramionach, które po chwili zaczęły masować mi kark. delikatnie musnął wargami moją szyję. - przestań. - wydukałam ciężko, odsuwając się. - ile to już miesięcy? siedem? osiem? - zapytał, przewiercając mnie spojrzeniem. spuściłam wzrok. - od tamtego wieczoru, przychodzę tu dzień w dzień. witam każdy poranek. przychodziłam w zimę, wiosnę. przychodzę i teraz, w lato. minęło dziewięć miesięcy, bez trzech dni. tęsknię z każdą chwilą znacznie mocniej. nieustannie bronię się przed wspomnieniami. tęsknię, kocham, ciepię, a Ty nawet nie pamiętasz daty? nie kojarzysz dnia w którym złamałeś mi serce? - monologowałam, powstrzymując łzy. wybuchnął szyderczym śmiechem. - uważasz, że zdołałbym spamiętać daty wszystkich zerwań? - zagadnął, z tym błyskiem w oku.
|
|
 |
|
chcę tylko wiedzieć co czuł, kiedy mnie całował.
|
|
|
|