 |
Smutno mi gdy mówisz "dobranoc". Gdy noc przychodzi o 22. myję wtedy zęby biorę gorący prysznic, otwieram wino i kładę się na podłodze. W tle cichutko gra muzyka...i myślę o tym co byśmy mogli, tu, na tej podłodze, teraz...
I z każdym łykiem szkarłatnego napoju żal mi coraz mocniej. A gdy butelka chyli się ku końcowi czuję Twoje usta na swoim ciele...
|
|
 |
Ciągle na Ciebie umierałam, ale ten nawracający proces zmęczył mnie tak bardzo, że teraz na Twój widok nie chce mi się już wzruszać. Nawet ramionami.
|
|
 |
siedzisz mi w głowie, jakbyś miał na to nakaz.
|
|
 |
,,Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. Stoi ci nad głową i powtarza do znudzenia: ,,Zrób to, zrób to". Więc pracujesz coraz ciężej. Robisz, co ci każą. Ale szef nigdy ci nie dziękuje. Żąda coraz większych wysiłków."
|
|
 |
,,Life is a crap carnival with shit prizes.”
|
|
 |
,,Nienawidzę tego, że kiedy krzyczę, a krzyczę jak opętany, to krzyczę w pustkę. Nienawidzę tego, że nie ma nikogo, kto by usłyszał mój krzyk, i nie ma nikogo, kto pomógłby mi nauczyć się przestać krzyczeć."
|
|
 |
"- Tak, ciebie śmierć jakoś wyjątkowo lubi. Albo jesteś słaby - odparł Xanxus, a w jego głosie pojawiła się złość. Ale nie była to złość związana z faktem, iż jego współpracownik jest słaby. Była to złość związana z faktem, że śmierć go lubiła. Nie miała prawa."
|
|
 |
Do rana nikt nie będzie pamiętał, do rana możesz być ze mną, do rana zdążysz pójść do domu, albo ja pójdę. Do rana tylko nasze rany się nie wygoją... Pękną dusze, paznokcie wbije w Twoje plecy - zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moich modlitw. Nie jestem zagubioną owieczką, ani barankiem odpowiedzialnym za grzechy świata. Na sumieniu ciążą mi tylko nasze grzechy, które pamiętam, za które nie żałuje i nie postanawiam poprawy. Nie szukam pokuty i rozgrzeszenia - chcę więcej...
|
|
 |
Kolejna paczka fajek za mną, kolejna doba, kolejna noc. Deszcz wali w metalowy parapet. Dym unosi się po pokoju... Świat zwolnił, a Ciebie dalej nie ma... napiszesz coś, czasem, coraz mniej...każdego dnia ubywa mi Ciebie. Wiesz to już nie jest ważne już nic nie jest dla mnie ważne, wszystko zimne i bez sensu...
|
|
 |
Wyciągam nadgarstki. Zimny metal zaciska się na nich powoli i coraz mocniej. To bez znaczenia. Mentalne kajdany skracają moją drogę ucieczki. Sama nie wiem gdzie mogłabym uciekać. Godzę się na niego bo Ty nawet nie odebrałeś telefonu gdy potrzebowałam pomocy...
|
|
 |
Znowu spoglądam na wieże Kościoła Mariackiego, znowu rozbrzmi hejnał. Urwie się, jak nasze rozmowy. Pod skórą czuję jak Cię nie ma. Parzy mnie przełykana ślina i nie umiem nic powiedzieć. Pusto tu dzisiaj bez Ciebie i nawet krakowski rynek stał się brzydki... tęsknoty mojego serca chcą abyś je uciszył. A Ty... zasypiasz z jakąś inną. Wyjechałeś i nawet nie powiedziałeś "Do widzenia", "Żegnaj" chociaż - nie powiedziałeś nic i herbata czarna już nie rozjaśnia myśli i nie mogę śpiewać o czwartej nad ranem bo serce mi pękło - nie przyjdzie ani sen, ani Ty.
|
|
 |
Spieszyli się. Spieszyli się by zdążyć do domu przed świtem. Aby żona nie obudziła się przed pocałunkiem, aby mąż nie wyczuł alkoholu. Spieszyli się, niemalże biegli - zależało im. Tak naprawdę. A ja siedziałam na parapecie z kubkiem herbaty i nie spieszyło mi się nigdzie. Zimna pościel nie wołała... Ty śpisz w objęciach z nią. I nawet nie śmiałabym prosić żeby mogło być inaczej, chociaż całym sercem jestem tam, z Tobą. Słyszysz, ptaki już ćwierkają. Tę radosną melodię. A my smutni, niemal nostalgiczni nie wiemy jak dalej żyć... bez siebie... kolejny dzień...
|
|
|
|