 |
|
I właśnie tym różnię się od innych dziewczyn. Ja do Ciebie nie wrócę, nie będę robić wszystkiego, żebyś tylko zwrócił na mnie uwagę. Zraniłeś mnie, więc spierdalaj. Nie jesteś nikim specjalnym, nie będę wybaczać, bo nie ma tutaj miejsca na drugą Matkę Teresę. W dupie mam co nas łączyło i co mogłoby łączyć. Nigdy nie będę jakimś ułamkiem, nigdy nie popatrzę już w Twoją stronę, bo tam za duży tłum śliniących się lasek. Poszedłeś na łatwiznę, jak zwykle na skróty, ups, ślepa uliczka. Nie dam Ci satysfakcji, że kolejna wróciła, że możesz robić wszystko, a one i tak przychodzą. Wiesz kto przychodzi? Puste idiotki, które mógłby mieć tutaj każdy, więc czym się szczycisz? Daj spokój, żaden z Ciebie plejer, raczej frajer, który wyznacza swoją wartość przez ilość zaliczeń. Serio? Serio myślałeś, że będę jak tamte, że wrócę, że polecę na tanią bajere o nieistniejącej tęsknocie? Śmieję Ci się w twarz, bo jesteś zerem. Upadłeś tak nisko, że nie ma obok już nikogo./esperer
|
|
 |
Zapomnij o tamtej i prochach. — Bonson
|
|
 |
Mogę zabić. Nie potrafię zdradzić. Nie realne go porwać. Nie wierzę, że kłamałeś. Nie umiałbyś tak zranić. Wódki w sklepie nie brakuje, kolejne plany na upojną nockę snuje. Woreczek pełen białego uśmiechu, a me myśli pełne grzechu. Mam w głowie myśli dziwne. Pewnie nie wierzyłeś, że tak mnie skrzywdziłeś. Skończyło się na planach, twoich banałach. Nie wiem czy na prawdę tego chciałeś, skoro tak to odwołałeś. Prawdy powiedzieć nie umiałeś, może odwagi nie miałeś, może faktycznie tego chciałeś. — melancolie
|
|
 |
Na miano wariatki już dawno zasługuję, od dawna samobójstwo planuję. Nawet na ostatnią rozmowę z tobą nie zasługuję. Choć co weekend do ciebie podróżuje, plany snuję to nad ranem krwią pluję. Nie mam nic z rzeczywistością wspólnego, prócz bólu ogromnego. Szukam ukojenia w magicznych lekarstwach, lecz gorzej pogodzić się ze świadomością urojeń witanych o porankach. Pewnego dnia odlecę, ale wcześniej zbuduję nierealnych przeżyć fortecę. Gdybyś wiedział to co czuję, jak mi ciebie brakuje, lecz zapomniałam, że tylko nadzieje tym sobie dałam. Wiem, że byłam jedną z wielu, mój przyjacielu. Choć nawet nim nie jesteś, bo przyjaciel nie odchodzi w podzięce. Zapomniałam, przecież się nie znamy, a ja mam jedynie omamy. Miałeś radę, nie mogę cię przeżywać, muszę zacząć odżywać. — melancolie
|
|
 |
Zmieniona perspektywa, powiększona źrenica. Zegar wciąż tyka, sekundy odlicza. Kolej rzeczy nie znany, wódką polewany. Pewnie myślisz, że mam wyjebane, nie przejmujesz się moim stanem. Kodeinę łykam, ciężko oddycham. Nie żyje, już nawet nie istnieje tylko wegetuje. — melancolie
|
|
 |
Mieliśmy zaczynać wszystko na nowo, lecz to było tylko słowo. Jedno z wielu, nic nie znaczące, niczego w sobie nie kryjące. Omamiłeś, nadzieją karmiłeś. Ona była twojego życia panią, jakże zrujnowaną, podłą suką zakłamaną. Mimo bólu jaki zadała, innym po kątach się oddawała. Najmniej istotne ile cierpiałeś, że sobie rady nie dałeś. Teraz jesteś szczęśliwy u boku pięknej dziewczyny, a ja zwiedzam kolejne magiczne krainy. Oszalałam. Nabrać się ja głupia dałam, twoim utrapieniem się stałam. Czekałam, czekam mimo, że się nie doczekam. — melancolie
|
|
 |
Miało być wspólne życie, a tymczasem kolejne loty kończą się o świcie. W blasku wschodzącego słońca nikniesz. — melancolie
|
|
 |
Każde twoje słowo słyszę w myślach, każdy twój śmiech ukryty w pociskach. Rani wnętrze, rozdzierając serce. Nie kłamałeś, zmieniłeś zdanie. Rozczarowałeś... — melancolie
|
|
 |
Wszystkiego się wyrzeknę, tylko nie każ mi wyrzec się ciebie do kresu mych dni.
|
|
 |
A miało tak inaczej być tu, tak mało mam i nie ugram raczej nic już. Tak samo masz, więcej strat niż zysków. Gdzieś tam jesteś, gdzieś tam jestem zamiast być tu i chuj.
|
|
 |
|
znienawidziłam by zapomnieć, zapominając wybaczyłam .
|
|
 |
Do domu wracam, skręcam, palę, rozkminiam.
|
|
|
|