 |
z moich ust wydobył się dźwięczny śmiech. dzisiaj po raz piętnasty rozbawił mnie swoim żartem. posłał mi triumfujący uśmiech. cieszył się kiedy dawałam upust emocjom, uciekałam od problemów, które często miałam w domu. spędzaliśmy godziny obserwując kolorowe, letnie niebo przed moje różowe okulary czy bawiąc się w skojarzenia. obmyślalismy wspólną przyszłość, tak barwną i udaną jak nikogo innego. moja głowa rozbłysła marzeniami i pomysłami na kolejne wakacyjne dni, które on przyjmował z nieukrywanym entuzjazmem. czułam się kochana, chciałam kochać. taka kolej rzeczy. każdego z nas to spotyka.
|
|
 |
byłam rozczarowana tym jak niesamowicie piękna jest jego twarz. nie należał do osób idealnych, ale przy nim moja okrągła buźka pozostawiała wiele do życzenia. smak jego malinowych ust był słodki, zazwyczaj nie mogłam się od nich oderwać. szmaragdowe oczy czarowały mnie swoim blaskiem, a nos, chyba kształtniejszego nie widziałam nawet w moich snach. raz po raz dotykałam jego brązowych loczków, które tak bardzo go irytowały, zakochując się w nich. nie mogłam znieść faktu, że za kilka godzin będziemy musieli się rozstać, a czas spotkania przyjdzie za kolejne kilkanaście. chciałam mieć go przy sobie dwadzieścia cztery godziny na dobę, ot tak.
|
|
|
|