 |
potrafiłeś łamać kilka rzeczy na raz. najlepszym przykładem jest obietnica, którą mi dałeś, w gratisie z moim sercem.
|
|
 |
Nie mogę Cię zmusić do miłości, ale mogę sprawić, że się we mnie zakochasz. / z internetu. :)
|
|
 |
w kieszeni jej błękitnych dżinsów zawibrowało. wyjęła z niej dotykowy telefon, niedawno kupiony w salonie plusa. na ekranie przeczytała '' dostałeś jedną wiadomość od Słońce ''. zirytował ją brak odmiany słowa '' dostać '', jednak nie myślała o tym długo. w sercu poczuła miłe ukucie. napisał. był tylko jej. po chwili w jej oczach zaszkliło się, nie wierzyła w to co czyta, nigdy nie zachowywał się tak. odwołał spotkanie, tłumacząć się brakiem czasu. postanowiła pójść na spacer z koleżanką. spotkała go z inną. nie uciekał. podszedł, przepraszał, tłumaczył, że to jego siostra. nie uwierzyła. widziała ich za rękę. nie płakała, ale skończyła wszystko co było między nimi. tydzień później przechadzając się parkiem dostrzegła całującą się parę. poznała go od razu. ''każdy facet to kłamca'' - pomyślała. przez dłuższy czas nie potrafiła zaufać nikomu. zranił ją. tak boleśnie jak nikt.
|
|
 |
potrafiłam wmówić sobie, że tak naprawdę tęskni za mną, tylko wstydzi się wrócić po raz czwarty. że krępują go koledzy, którzy śmieli by się z jego słabości. chociaż prawda była całkiem inna. bolesna. zapomniał o mnie. mówili mi to wszyscy, a ja śmiałam się z nich wiedząc, że mają rację.
|
|
 |
nie zapomniałam. przynajmniej raz w ciągu godziny myślę o tobie. chociaż wiem, że to niedozwolone.
|
|
 |
- cześć. co słychać? - heej. świetnie, ale wiesz, jesteś złodziejem. - niby dlaczego? - ukradłeś mi moje serce.
|
|
 |
o godzinie piątej pięć, słońce zaświeciło prosto w jej oczy. wstała z łóżka, z zamiarem zasłonięcia niesfornych rolet, ale ptaki śpiewały tak cudownie, że wpadła na pomysł porannego spaceru. pośpiesznie rozczesała swoje długie blond włosy i ubrała różową sukienkę bombkę. czuła się lepiej bez obuwia, więc wybiegła na boso. obserwowała błękitne niebo leżąc na trawie pokrytej srebrzystą rosą. nie dostrzegła, swojego sąsiada. ten wymarzony mężczyzna, wysoki siedemnastoletni blondyn o nieziemskim, szafirowym spojrzeniu też leżał w swoim ogródku. jednak po chwili wstał i dostrzegł przepiękną, naturalną dziewczynę. przeskoczył płot dzielący ich ogrody i bezszelestnie położył się obok niej. usłyszała go, lecz nie ruszyła się z miejsca. nagle poczuła jego rękę na swoim policzku, spojrzała w jego źrenice, a ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku. jednak nadchodził czas rozstania, umówili się na popołudnie, już nikt ich nie rozdzielił.
|
|
 |
wystarczyło, że nie odbierał, a już byłam zazdrosna. w mojej głowie kłębiły się różne myśli. a może mnie zdradził? może znalazł ładniejszą? przecież jestem taka zwyczajna. jednak on oddźwaniał po trzech minutach i rozwiewał wszelkie obawy. powtarzał mi, że to ja jestem najpiękniejsza i tylko ze mną chce rozmawiać, tylko po prostu był w toalecie. już nie płakałam i nie trzęsłam się ze złości. ah ta miłość. - szeptałam do siebie.
|
|
 |
moim marzeniem było kochać. kochać i być kochaną. miłość bez wzajemności uważałam za chorą, nieprzewidywalną, straszną, okropną, bezsensowną, idiotyczną i tak dalej. za długo w niej tkwiłam. trenowałam biegi by jej uciec i zapomnieć. któregoś dnia nabrałam wystarczającej siły i zrobiłam to. nie dogoniła mnie. miałam wielkie szczęście. szkoda, że nie ma go tak wiele zranionych dziewcząt, kobiet.
|
|
|
|