 |
jestem na rozstaju dróg. mam przed sobą rozwidlenie, zero znaków ostrzegawczych, i tak ogromną presję. tkwię w czymś, co jest jednym wielkim znakiem zapytania - bo w jednej sekundzie, albo maksymalnie mnie uszczęśliwi, albo zniszczy do reszy. czuję się jak dziecko, które boi się ognia. przeraża mnie ogromna presja, i świadomość, że przecież w końcu muszę coś wybrać - bo nie mogę się poddać, bo zawsze uczono mnie walki o szczęście. || kissmyshoes
|
|
 |
taniec? to nie tylko cudowne chwile, podczas których zapominasz o wszystkim. tutaj taniec to rywalizacja. setki kontuzji, i litry wylanego potu. to pięcie się w górę po trupach. to obowiązek posiadania ogromnej pewności siebie, która - jako jedyna - pozwala przetrwać Ci pośród tych wszystkich ludzi, którzy chcą Ci dokopać. taniec to ból, łzy i zmęczenie - ale też satysfakcja, bo nic nie odbierze Ci uśmiech, który towarzyszy Ci po sześciu godzinach treningu, po których dowiadujesz się o bólu mięśni, o których istnieniu nigdy nie miałaś pojęcia. || kissmyshoes
|
|
 |
setki razy sprawiałam, że na Twojej twarzy pojawiało się wkurwienie, smutek, a nawet zażenowanie. tak wiele razy nie mówiłam tego, co chciałes usłyszeć. tak bardzo Cię zawodziłam, gdy chwilę po obietnicy, łamałam ją. robiłam w życiu wiele złych rzeczy - a Ty? Ty byłeś w stanie to wszystko znieść. nawet po najgorszej kłótni, stawałeś za mną murem. podnosiłeś mnie z dna, gdy sama nie byłam w stanie wydobyć się na powierzchnię. czasami nawet jeszcze z resztkami wkurwienia na twarzy, mocno mnie przytulałeś. byłeś zawsze obok mnie - co by się nie działo, i gdzie by się to nie działo. jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem, najtrwalszym filarem mojego życia, i najcudowniejszym człowiekiem, jakiego mógł podarować mi Bóg. dziękuję. || kissmyshoes
|
|
 |
W mojej dłoni ujrzyj bezpieczny dom i schowaj w nim swą dłoń, a wraz z nią wszystkie plany i marzenia kreowane gdzieś nocą w świetle gwiazd. Dogońmy Słońce i zabierzmy mu ciepło na chłodne dni dla naszych relacji. Doskoczmy do chmur i przegońmy je by nie powodowały deszczu na policzkach i złych burz naszych serc. Złapmy Księżyc i wypełnijmy go naszą miłością by, gdy będziemy osobno, patrząc w ciemne sklepienie czuć serce przy sercu. Tańczmy wraz z wirującą ziemią nad chodnikiem unosząc się zapachem szczęścia. Bądźmy całością nie częścią, bo tylko razem jesteśmy kompletnym projektem Boga.
|
|
 |
może specjalnie mu tak mówię. chcę go sprowokować. aby wreszcie się potknął, zrobił coś dzięki czemu bez wyrzutów sumienia będę mogła odejść i zakończyć to. dlaczego? przecież jest doskonały. czuły, opiekuńczy, wierny, na swój sposób romantyczny, wyrozumiały, pomocny, chodzący ideał. ideał, na którego nie zasługuję. jestem wredna, chamska, żyję przeszłością i jej rozpamiętywaniem, jestem niecierpliwa, za dużo klnę i palę. i na pewno złamię mu serce. dlatego daję mu wolną rękę. jedzie na festiwal, niech się bawi, niech korzysta z życia, bez jakichkolwiek ograniczeń. niech wróci i powie mi, że zjebał. niech tłumaczy się, że to przez alkohol i to ona była natarczywa. niech mu się w końcu podwinie noga.
|
|
 |
stoimy naprzeciw siebie. "jeśli się boisz, zamknij oczy". obydwoje przykładamy sobie spust do skroni. powolnie doliczamy do trzech, przekręcamy magazynek i strzał. obydwoje żyjemy. ale gra się toczy dalej. on, ja, wciąż w tej samej pozycji. raz, dwa, trzy, magazynek, strzał. wciąż tu jesteśmy. dostrzegam na jego twarzy uśmiech. "pomódl się". i właśnie dociera to do mnie - grał w to tak wiele razy, ale wciąż tu jest. nigdy nie przegrał i najwidoczniej tym razem także nie bierze tego pod uwagę. "jesteś gotowa, kocie?". nagle widzę jak całe życie przemija mi przed oczami. wszystkie dobre i złe momenty. gorąca łza zaczyna spływać po moim lodowatym policzku. jeszcze raz, będzie dobrze. jeden. dwa. trzy. magazynek. został tylko on. / tak bardzo aktualne...
|
|
 |
to jest tak. jesteś z nim, jesteście cudowną, zakochaną na zabój w sobie parą. wszyscy zazdroszczą wam tego szczęścia. spędzanie razem niezapomniane chwile, on spełnia każde twoje marzenie. coś pięknego. i pewnego dnia to się nagle kończy, bańka pękła. chodzisz zdołowana przez kilka dni, może nawet miesięcy. w tym czasie pojawiają się inni. może ci na nich trochę zależy, może i są wspaniali, może świetnie spędzacie wspólnie czas. ale co z tego? skoro ty już nie czujesz nic i każdego cholernego dnia oszukujesz siebie i tego bogu ducha winnego chłopca, że coś między wami jest. czujesz się z tym coraz gorzej, więc kończysz tą znajomość, a później pojawia się kolejny i znów ta sama historia. odpuść sobie, obydwie wiemy że nie nadajesz się już do tego. oszczędź sobie i innym bólu i najnormalniej wycofaj się. przegrałaś mała.
|
|
 |
dla mnie to żenujące, dla niej cholernie trudne. już nie wierze w miłość i spełnienie, zamknąłem to w pudle. jestem zgorzkniałym typem co ma chorą duszę i to piętno już zostanie na mych barkach przez wódkę / Planet ANM
|
|
 |
|
Znów jestem psychopatką, mam ochotę się pociąć, chociaż nie, to za mało powiedziane, mam ochotę zrobić sobie blizny życia, mam ochotę się pochlastać, rozchlastać, zobaczyć krew, zobaczyć ją, poczuć, dotknąć, rozetrzeć w palcach, mam ochotę się upić, upić, najebać, rozjebać wręcz, stracić świadomość, mam ochotę coś wziąć, nieważne co, nigdy nie byłam w tym zbyt dobra, ale nieważne, chcę wziąć coś, co zrobi ze mnie potwora, chcę wyjść, nie wracać tydzień, obudzić się gdzieś i nie wiedzieć gdzie jestem, ani co robiłam przez ostatnie dni, mam ochotę się zeszmacić, spodlić, nie myśleć, nie czuć, nie być sobą, mam ochotę się odczłowieczyć, kurewsko mocno się odczłowieczyć, chcę, potrzebuję, muszę i chyba to zrobię, zrobiłabym, gdybym tylko kurwa wiedziała, przez co się tak czuje, dlaczego, przecież wszystko jest kurwa dobrze, lepiej niż zawsze, kurwa, naprawdę chciałabym wiedzieć dlaczego mi odpierdala, czemu do chuja znowu mi odjebało.
|
|
 |
wróć już, błagam. wróć do mnie i zróbmy coś razem, cokolwiek. wróć, bo kolejny dzień siedzę całkiem sama płacząc i oglądając bezsensowne komedie romantyczne, których obydwoje nienawidzimy. całymi nocami biję się ze wspomnieniami naszych ostatnich dni, a dni niemal całe przesypiam. chodzę z jednego miejsca do drugiego, nie odstępując telefonu ani na sekundę. zadzwoń, teraz. powiedz, że także tęsknisz i zrobisz wszystko aby móc się jutro spotkać. powiedz, że wsiądziesz we wcześniejszy pociąg żeby jak najszybciej być na miejscu. wróć już, bo zaczynam świrować. wciąż stwarzam w głowie kolejny problem albo chorą myśl. a nawet jeśli coś się stało, nieważne, po prostu wróć. chcę mieć przez te trzy dni tylko dla siebie, w każdej chwili, w każdej sekundzie. dlaczego? uzależniłam się, Ty mnie od siebie uzależniłeś, od swojej obecności. a teraz Ciebie nie ma kolejny dzień i siedzę jak na odwyku. miałam oszczędzać, a w zamian tego kupuję kolejną paczkę, bo psychicznie nie daję rady. błagam, wróć.
|
|
 |
znowu byliśmy razem, tą samą ekipą co zawsze. uwielbiam spędzać z nimi czas, robić głupie fazy, dopingować w zerowaniu kolejnego piwa, śmialiśmy się ze wspólnych żartów i zboczonych podtekstów, ale to nie jest już to samo. patrzę na niego i ledwo się powstrzymuję. czuję jak alkohol zaczyna uderzać mi do głowy i powoli tracę nad sobą panowanie. jak mantrę wciąż powtarzam sobie, że nie mogę, że teraz jest ktoś kto naprawdę na mnie liczy, na moją wierność. i nagle uświadamiam sobie jak bardzo za Nim tęsknię. jak każde uderzenie serca pragnie aby wrócił i był tutaj razem ze mną. nie ma Go dopiero drugi dzień, muszę wytrzymać jeszcze co najmniej dwa i wiem, że nie dam rady. przez ten krótki czas, stał się dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem. wiem, że nie myślę teraz racjonalnie, że jestem pijana i pewnie po przebudzeniu będę żałowała tego co tutaj napisałam, ale zależy mi na Nim. w głębi serca nie chcę tego kończyć, ale brnąć w to aż do samego końca, bo czuję że warto.
|
|
|
|