|
Człowiek taki jak ja, jest jak wieczór. Odchodzi tuż przed Twoimi oczami. /Emre Aydin
|
|
|
Codziennie z innego okna obserwuję Twoją nieobecność na moich ulicach... /just_love.
|
|
|
Noce są najprawdziwsze. Nocą zmęczony nie podniesiesz ust w uśmiechu i nie zmuszasz serca, żeby równo biło. Nocą dzieje się wszystko tak, jak chce. Noc jest od przeżywania, od słuchania ciszy tam gdzie drzwi, powietrze, ściana. /just_love
|
|
|
Nie patrz na mnie w ten sposób. Przecież oczy Twoje wirem się mienią. Nie chcę żeby mnie pochłonęły. Odwróć wzrok. Przecież wiesz, że oczy Twoje moją miłością płonęły. /just_love.
|
|
|
Był taki świat... Znała go i kilka bliskich jej dusz. Znała ten świat. Był jak smak każdej juchy spod ust. Przecież znała ten świat. Nie ma prawa dziwić się już. /just_love.
|
|
|
W całym moim życiu nie zmieściłabym tej miłości. Była wielka. Los jej się bał. W dłoniach serca i wszystkie kości przeszłości. Ona w rękach miała ich świat. Była wielka. Los jej się bał... Czy ja? /just_love.
|
|
|
Ptaki umierają. Ale trzymasz w pamięci ich lot. /Forough Farrokhzad.
|
|
|
Choćbym miała płonąć za każdym razem i popiołem, raz po raz, stawać by się miało i serce moje i dusza - nie odstąpię. Zadedykowałam siebie Tobie. /just_love.
|
|
|
jestem desperatką. z brakiem jakiejkolwiek racjonalności. budzę się w środku nocy i biorąc szklankę mineralnej do dłoni pałętam się po całym domu z nadzieją, że w końcu zgubię Cię gdzieś po drodze. otwieram okno mojego pokoju na oścież nie zważając na deszcz. siadam na parapecie, zachłystując się chłodnym powietrzem. wpatruję się w księżyc, który jest równie beznamiętny jak Twoje źrenice na mój widok. wychylam się za okno. czuję jak wiatr lekko podwiewa moje włosy, a deszcz delikatnie uderza o moje powieki. świat z takiej wysokości w środku nocy, wygląda niezwykle. zapomnę tak jak obiecałam. pozbędę się podświadomości w której gościsz na stałe. poddaję się. z miłością nie wygram. kochałam Cię. dotrzymuję obietnicy. zapominam.' - przeczytał z trudnością rozmazane literki atramentu na kawałku papieru, leżącym na owym parapecie. znajdując ją ówcześnie martwą na chodniku przed jej własnym domem. sąsiedzi zeznali, że spadała z okna krzycząc jego imię.
|
|
|
kocham to rozkoszne drżenie mojego ciała, kiedy widzę go po raz pierwszy od tak dawna. powiedziałabym co wtedy czuję, ale takich rzeczy nie mówi się na głos.
|
|
|
wracając tutaj i czytając samą siebie, budzę każde wspomnienie jak niedźwiedzia z zimowego snu. i pomyśleć, że gdybym czytała to samo rok czy dwa wcześniej nie posiadałabym się z przeszywającego mnie bólu. natomiast dziś się uśmiecham na te same wspomnienia. z czasem łagodnieją, są wybrakowane. zostają wyłącznie jako te dobre. nie, czas nie leczy ran, ale pozwala zapomnieć o bólu. i przy okazji nasuwa się jeszcze jeden wniosek. dobre rzeczy w życiu zaczynają nas spotykać dopiero wtedy, gdy nabierzemy dystansu do tych złych.
|
|
|
|