 |
nic tak bardzo mnie nie niszczy, jak obojętność bliskich mi ludzi. każdy myśli, że ze mną wszystko jest w porządku, a tak naprawdę każdy spieprza ode mnie, jak najdalej tylko się da. ludzie nazywają się moimi przyjaciółmi najczęściej, gdy czegoś ode mnie chcą. ja oddawałam im całe swoje życie, poświęcałam wolną chwilę, a co w zamian dostałam? nieobecność, pustkę z ich strony. tak, właśnie teraz ich nie ma, gdy najbardziej ich potrzebuję. zajmują się sobą, własnym życiem. nie interesują się tym co u mnie słychać, czy wszystko, aby na pewno jest w porządku. nie przejmują się tym, czy żyję, czy wręcz przeciwnie. nie obchodzi już ich nic poza tym, aby mieć ode mnie spokój... szkoda. aczkolwiek to cholernie mnie boli, bo ja powierzyłam im siebie, poświęciłam tak wiele ryzykując przy tym wiele rzeczy, a co w zamian zyskuję? tylko wyłącznie nauczkę na przyszłość, że nie powinnam nikomu więcej pomagać. lecz moje serce jest tak głupie, że nie potrafi sprawić, abym stała bezczynnie...
|
|
 |
tęsknie za tobą, a to z dnia na dzień coraz bardziej mnie zabija. niszczy moje wnętrze i psychikę. przez ciebie staję się wredną, bezuczuciową egoistką dla ludzi. zaczynam mieć wyjebane na życie, na to co się stanie. nie przejmuję się już niczym. nie jest dla mnie ważne to co się stanie za parę miesięcy, czy uda mi się przejść przez życie tak, jak chcę, a raczej chciałam, czy wręcz przeciwnie. praktycznie w ogóle nie zależy mi na niczym. coraz częściej myślę o tym, aby zacząć imprezować, pić i palić. chcę tak samo, jak ty zacząć bawić się ludźmi i wiesz co? pozory czasami mylą..bo stać mnie na tak odważny krok. wystarczy, że wrzucę mocno na luz i wyjdę. ucieknę w nowe miejsce, gdzie zacznie się nowa przygoda. a to, czy będę później cierpieć, czy wręcz przeciwnie mnie już nie obchodzi. jestem w stanie zrobić wiele, aby o tobie zapomnieć. nawet jeżeli muszę poświęcić wszystko to co mam teraz. i tak wiele nie stracę. mogę jedynie zyskać satysfakcję z tego co chcę zrobić...
|
|
 |
tak, znów płaczę z bezsilności. boję się o to co będzie. boję się o własną przyszłość. coraz więcej mam wątpliwości względem tego co jest dla mnie naprawdę ważne. łamię się w tym wszystkim co mnie przerasta. zbyt wiele mam tych spraw na głowie i kłopotów, które wiecznie się za mną ciągną. nie wytrzymuję już tej wiecznej presji ze strony najbliższych. a przyjaciele? nie ma ich przy mnie. przynajmniej nie ma takich mi bardzo bliskich osób, przed którymi swobodnie mogłabym się uwolnić z otaczających mnie problemów. teraz wszystko stało się takie nijakie. pomimo, że uśmiecham się do obcych to nikt nie widzi, że to tylko sztuczna maska, pod którą ukrywam swoje prawdziwe oblicze. a ja? straciłam już nadzieję... do życia.
|
|
 |
jestem stabilna emocjonalnie chociaż w głębi duszy czuję, że się wypaliłam. nie ogarniam siebie, swojego zachowania, ani tym bardziej uczuć, które we mnie siedzą. czuję się zagubiona pomiędzy jednym, a drugim światem. pomimo, że chodzę po tym świecie to wciąż szukam jakiejś konkretnej ucieczki od wszystkiego co mnie otacza, co męczy i co zabija. wręcz wykańczam samą siebie oszukiwaniem siebie, że nie potrafię już kochać, że nienawidzę pewnych osób, a tak naprawdę za nimi cholernie tęsknie. gram kogoś kim nie jestem, ponieważ próbuję pokazać, że potrafię być silna i się buntować, lecz nikt nie zwraca na to uwagi. za późno jednak będzie już na to wszystko, gdy wpadnę w codzienną rutynę własnych kłamstw, a moje życie stanie się niebezpieczną grą, w której coraz bardziej zaczynam się zagłębiać. lecz wtedy nikt nie pozna prawdy o mnie. nikt się nie dowie dlaczego tak bardzo się zmieniłam.
|
|
 |
zraniłeś mnie. wiesz o tym doskonale, lecz się nie przyznajesz do tego. z premedytacją zadałeś mi mnóstwo ciosów, które zraniły moje serce. uśmiech pojawił się na twojej twarzy, gdy widziałeś i słyszałeś, jak cierpię z bólu i płaczę. czułeś satysfakcję zemsty na mnie. cieszyłeś się tym, że tak samo odczuwam ból tak, jak ty czułeś go wcześniej, gdy ja raniłam ciebie, prawda? lecz zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy.. to wszystko zaczęło się od ciebie. ty postawiłeś pierwszą kartę na stół, ty pierwszy zdradziłeś. a ja? głupia zaś dziewczyna wybaczyłam ci. bo wierzyłam, że to był twój jednorazowy wyskok związany z chwilą słabości. ale to już był dla mnie znak od życia, że na tym się nie skończy. powinnam już wtedy kopnąć cię w tyłek i pożegnać się z tobą raz na zawsze. jednak tego nie zrobiłam. nie mogła, nie umiałam. wiedziałam, że w głębi serce wciąż cię bardzo kocham..a zauroczenie i zaślepienie uczuciem stało się silniejsze od mojej własnej woli. miłość i głupota wygrały.
|
|
 |
właśnie sobie uświadomiłam, że nigdy więcej z toba nie zamienię ani jednego słowa. otworzyłam oczy na świat i ludzi. wiem, że już nic dla mnie nie znaczysz. brzydzę się tobą i naszą znajomością. byłeś i jesteś jednym z moich życiowych błędów. jednak czegoś to wszystko co z toba wiązane mnie nauczyło. zrozumiałam, że nie wolno nikomu ufać, a już tym bardziej ludziom takim, jak ty. nauczyłeś mnie wielu rzeczy, ale jeszcze więcej pokazałeś w doświadczeniu, które przy tobie zdobyłam. dziś wiem, że zdrady nie wolno wybaczać nawet jeśli to jest zwykły pocałunek. wiem również, że nie można wyznawać miłości po paru minutach rozmów, bo to zostanie zakończone w zły sposób, a chyba żadne z nas nie chce kończyć życia bądź żyć ze świadomością, że przyczyniliśmy się do odejścia drugiej osoby?
|
|
 |
to miało sens tylko przez chwilę. istnieliśmy, walczyliśmy o siebie, kochaliśmy się, ale nasze uczucie nie było tak silne, aby mogło przetrwać. przeraziła nas odległość, która nas dzieliła. strach przed tym co nieznane był od nas znacznie silniejszy. niepewność względem ruchów, które wykonywaliśmy, coraz częstszy brak zaufania, krótkotrwałe zdrady, kłamstwa... jak to miało przetrwać? jak my mieliśmy przetrwać? co z tego, że naszymi charakterami pasowaliśmy do siebie skoro i tak nasze ciała i dusze zbyt wiele dzieliło? krótko się znaliśmy, a dość szybko pokochaliśmy. oboje popełniliśmy jakiś błąd...znaczący błąd dla naszego życia. nie zwróciliśmy uwagi na to, że związek nasz był budowany na podstawie zapomnienia i ucieczki od przeszłości. każde z nas szukało wzajemnie pocieszenia...a fakt, że dobrze się rozumieliśmy ułatwił nam tylko to zadanie.
|
|
 |
czuję to. czuję ten strach o przyszłość, o ciebie o nasz związek. codziennie walczę o nas, aby żyło nam się lepiej. uciekam od złych rzeczy i ludzi. przestaję myśleć o dawnych uzależnieniach, a jeżeli nachodzi mnie ta chwila strachu zaczynam z nią walczyć. wiem, że mam w sobie siłę, która jest głęboko ukryta w moim ciele. muszę coś ze sobą zrobić, aby ciebie nie stracić, lecz perspektywa twojego nagłego odejścia przysłania mi to do czego jestem zdolna. zaczynam tonąć we własnych, planach i marzeniach. większość rzeczy wciąż mnie przerasta. ty o tym wiesz. widzisz to, lecz nie pozwalasz mi zginąć. pomimo, że ciągniesz się za mną i tracisz ostatnie cząstki sił, to dajesz mi jednocześnie do zrozumienia, że nie można w życiu tak łatwo się poddać. przynajmniej nie teraz, gdy coś się sypie, a coś innego zaczyna układać.
|
|
 |
Jak długo mam udawać, że za Tobą nie tęsknie? Jak długo mam chodzić z głową w chmurach, a moją twarz mają twarz ma zdobić mocny makijaż, którym zakryję przepłakane i nieprzespane noce z tęsknoty za Tobą? Jak długo mam oszukiwać siebie samą, wmawiać sobie , że nic nie czuję, że nie brakuje mi Ciebie? Jak długo mam męczyć się z koszmarami, które przychodząc co noc do mnie przypominają mi każdą cząstkę Ciebie? Jak długo mam zasypiać z myślą nad tym , czy jesteś szczęśliwy?
|
|
 |
Kto tak naprawdę czyta to co piszę?
|
|
 |
Czuję, że muszę zapomnieć. Nie wiem, jak to zrobić, nie wiem, jak mam uciec od tego wszystkiego, aczkolwiek wiem, że jeżeli tego nie zrobię zacznę się dusić w tym materialnym, brudnym świecie, gdzie szczerość i kłamstwa są codziennością, gdy tylko człowiek chce kogoś zniszczyć. Nie potrafię już tak żyć wśród ludzi, którzy są wręcz chorzy toksycznie dla mnie. Duszę się przez to wszystko. Nie widzę już normalnego rozwiązania, aby wyjść cało i bezpiecznie z tego wszystkiego. Lecz też nie mam dokąd uciec, bo wiem, że każde miejsce byłoby dobre, lepsze od tego, ale nie dałoby mi czegoś co mam tutaj... Zniknęłaby ta cholerna pewność siebie, która ostatnimi cząsteczkami trzyma mnie przy życiu. Uciekając, znikając od nich dałabym jedynie pewną satysfakcję dla ludzi, że się poddałam, że oddałam wszystko co miałam po to, aby oni mogli być szczęśliwi moim kosztem.
|
|
 |
Odejść i odetchnąć. Tak zwyczajnie zacząć żyć. Nie martwiąc się już o nic, nie spoglądając za siebie i nie zastanawiając się wciąż, czy krok, który właśnie wykonuję jest dobry, czy też sprzeczny z moimi uczuciami. Chciałabym zostawić to wszystko daleko w tyle. Nie przejmować się już niczym, nie myśleć o złych i dobrych rzeczach, a następnie o porównywaniu ich. Chciałabym zacząć wszystko od nowa. Życie bez przeszłości, bez ludzi, którzy mnie niszczą, a jednak nie potrafię. Wciąż jestem w tym wszystkim utkwiona, wręcz czuję się sama przez siebie osaczona. Podobno to ode mnie zależy, jak sama wybronię z życia, w którym przeszłość gra tak ważną rolę, ale tak naprawdę nie jestem w stanie nawet zrobić najmniejszego kroczku, który pozwoliłby mi swobodnie zacząć się od wszystkiego odcinać. Znów zaczynam wszystko od nowa, znów brnę to co nie ma sensu.. I po raz kolejny zaczynam się dusić przez swoją głupotę. Bo po raz kolejny nie jestem w stanie odejść, zwyczajnie odejść.
|
|
|
|