 |
Wtulam się w Twoje dłonie
silne i delikatne tak czule
język mój namiętnie pieści Twój
dotyk przesuwa się po naszych ciałach
dreszcze wyczuwamy bardziej rozkoszne
cudownie fala wzrok nam przyćmiewa
świat nam wiruje-rozmywa się
w tańcu widzimy siebie tylko
chwytamy wnętrze nasze
oddechy stają się gorętsze
pragnąc się wzajemnie bardzej czulej
namiętniej przepełniając się w extazie
cudowna rozkosz się rozdziela
we wszystkie strony dynamicznie
biodra faluja jak fala morska
zespoleni odpływamy wypełniając się
wzajemnie usta zajęte ustami
wtuleni w siebie zasypiamy
niczym syte dzieci...
|
|
 |
Wciąż Cię witam z rękami na Twojej szyi... I czekam... i przeglądam się w szybie. nasluchuje... czy kroki Twe na schodach usłyszę. I biegnę... jak słońce po niebie; Ono biegnie po horyzont, a ja ...Tylko do Ciebie. I zakwitam... i w ramionach Twych szaleję, Jak kwiat, co na wietrze sie kołysze lub chwieje. Przeglądam się w Twoich oczach, jak w źródlanej krynicy I wszystko zanika i nic się już nie liczy. Nie pozbawiaj mnie czaru tak cudownej chwili, tak rzadko jesteśmy w tym życiu szczęśliwi. A ja z tych powitań rosę spijam najświeższą. Dla Ciebie zakwitam i jestem najpiękniejszą.
|
|
 |
Niech zamilknie Ucisz we mnie te wody
które są zrywają
tak gwałtownie jak szkwał
Ucisz we mnie ten pochód
rozkrzyczanej krwi Niech będzie jasno cicho
niech okno nie wabi
niech ręce będą twoje
i niech zmilknie wreszcie
ten wyjący
od wielu dni wilk
|
|
 |
Przychodził nocą
Zabierał jej włosy
śpiące w mroku
Zabierał
bursztynowy półksiężyc
brzucha
Zanurzał się w niej
jak chrząszcz
w płonącej nasturcji
Zamykał ją w dłoniach
ciasno szczelnie
Nie czuł
że się wymyka
Nie słyszał
jak odchodzi
Nie stukały obcasy
zielonych pantofli
|
|
 |
Na dźwięk
zimnego głosu
oczy
przestraszone świerszcze
chowają się
w szparach podłogi
albo w pudełeczkach
powiek
Dłonie
latają w powietrzu
jak płochliwe jemiołuszki
Wśród obcych spojrzeń
słowa
nieporadne gołe
szczeniaki
I żadne antybiotyki
tylko ciepły klimat
głosu miękkiego
jak żółty puch
małych kurcząt
|
|
 |
Kazdy przeciez poczatek to tylko ciag dalszy,
a ksiega zdarzen
zawsze otwarta w polowie.
|
|
 |
2
Bardzo by ich zdziwilo,
ze od dluzszego juz czasu
bawil sie nimi przypadek.
Jeszcze nie calkiem gotow zamienic sie dla nich w los, zblizal ich i oddalal,
zabiegal im droge
i tlumiac chichot
odskakiwal w bok.
Byly znaki, sygnaly,
coz z tego, ze nieczytelne.
Moze trzy lata temu
albo w zeszly wtorek
pewien listek przefrunal
z ramienia na ramie?
Bylo cos zgubionego i podniesionego. Kto wie, czy juz nie pilka
w zaroslach dziecinstwa?
Byly klamki i dzwonki,
na ktorych zawczasu
dotyk kladl sie na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni. Byl moze pewnej nocy jednakowy sen, natyczmiast po zbudzeniu zamazany.
Kazdy przeciez poczatek to tylko ciag dalszy,
a ksiega zdarzen
zawsze otwarta w polowie.
|
|
 |
1 Milosc od pierwszego wejrzenia
Oboje sa przekonani,
ze polaczylo ich uczucie nagle. Piekna jest taka pewnosc,
ale niepewnosc jest piekniejsza.
Sadza, ze skoro nie znali sie wczesniej, nic miedy nimi nigdy sie nie dzialo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na ktorych mogli sie od dawn mijac?
Chcialabym ich zapytac, czy nie pamietaja -
moze w drzwiach obrotowych kiedys twarza w twarz?
jakies ,,przepraszam'' w scisku? glos ,,pomylka'' w sluchawce?
- ale znam ich odpowiedz.
Nie, nie pamietaja.
|
|
 |
A kiedy zasypiamy,
We śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo się budzimy z niego.
|
|
 |
Nasz uśmiech nie jest maską smutku,
a dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci,
niekochających żałujemy.
|
|
 |
Uśmiechnięci, wpółobjęci,
Spróbujemy szukać zgody,
Choć różnimy sie od siebie,
Jak dwie krople czystej wody.
|
|
 |
Czemu ty sie, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś- a więc musisz minąć.
Miniesz- a więc to jest piękne.
|
|
|
|