 |
Ciemne chmury nad jej głową. Nie mogła się doczekać burzy, by wyjść na balkon i poczuć zapach ozonu. Bała się tylko tych wspomnień tłoczących się do głowy, obrazów przed oczyma widzianych co wieczór, tyle razy. Ile można? Mimowolnie zaczęło jej się przypominać, powoli, wszystko. Chwile, uśmiech, emocje, zdjęcia. Wszystko łączyło się w niezgrabny, pourywany film, kręcony jakby przez pijanego kamerzystę. Usiadła na balkonie. Burza przeszła bokiem.| ylime
|
|
 |
Wiatr szarpnął jej włosami. Otulił ją ciepłym powietrzem. Miał w sobie coś niezwykłego. Niósł zapowiedź zmian. Przypomniał jej zeszłe lato. Tyle się od tego czasu zmieniło.. Oni.. A raczej Ona i On bo "Ich" już dawno nie było. Wiatr gwałtownie zawiał. Pomyślała, że jest on połączeniem dawnego i nowego Jego. Dawny przytulał ją ciepłym powietrzem i zapachem czegoś cudownego. Nowy odpychał ją, beznamiętnie tak jak i wszystko inne dookoła... Dziwne. Jak bardzo wiatr może mieć ludzkie kształty.| ylime
|
|
 |
-Kim jesteś. -Och, kim ja jestem? Mężczyzną który sprawi, że Twoje dni nabiorą sensu, koloru. Będziesz czuła, że żyjesz, będziesz tańczyć z radości w sklepie i skakać w deszczu po kałużach. Będziesz całe dnie uśmiechnięta, że niektórych zacznie doprowadzać to do szału, ale Ciebie to nie będzie obchodzić. No i będziesz miała chłopaka, który będzie szarmanckim, dowcipnym i wygadanym gentelmanem. Pokochasz go. Ale jest tu haczyk. Po jakimś czasie on odejdzie i nadejdą dni tak czarne.. ciemniejsze niż noc polarna. Będziesz cierpieć, płakać, tęsknić. -A będę żałowała? -Nie.. -Zgadzam się na wszystko. Dla tych kilku chwil.| ylime
|
|
 |
nic nie zabolało mnie bardziej jak moment, kiedy palcami zgasił palącą się świeczkę, mówiąc przy tym, że muszę wziąć z niego przykład. szkoda, że kiedy podniosłam pełna gotowości dłoń, uświadomił mnie, że miał na myśli moje uczucia, a nie płomień tej cholernej świeczki, która odbijała się w jego tęczówkach jak na jakimś ckliwym romansidle. miałam ochotę rzucić nią mu w twarz, no ale nawet w takiej sytuacji nie miałam serca oszpecić jego ślicznej buźki.
|
|
 |
przyjdź zanim wszystko minie
|
|
 |
i może dobrze, że los nie postawił na nas?
|
|
 |
łza spada z oka, na policzku błyszczy. Usta zamknięte, ty patrzysz i milczysz.
|
|
 |
nic nie irytuje mnie bardziej niż moment, kiedy siedzę na znienawidzonej matmie i nie mogę rozwiązać zadania bo w myślach mam tylko Twoje wczorajsze słowa na pożegnanie. obliczam działanie, a zamiast wyniku zapisuję Twoje imię. przez tak prymitywne zajmowanie moich myśli skazujesz mnie na brak wykształcenia, skarbie.
|
|
 |
Twój zapach jest dla mnie jak narkotyk. zacznę sobie wkrótce dawkować fiolki Twoich perfum. tak w ramach zaspokajania mojego narkotycznego głodu, kiedy nie ma Cię obok
|
|
 |
nie znoszę, kiedy jestem już wedle przekonana, że uda mi się z nim pożegnać raz, a dobrze, a on jakby czytając w moim myślach nachyla się nade mną, mówiąc jak kocha. uwielbia tą delikatną formę sadyzmu. kocha, kiedy przez niego kłócę się sama ze sobą. kiedy mówi mi, że odchodzi, i nie odsunie się nawet na metr, a ja wskakuję na niego oplatając nogami. 'zostań' szepczę, rozchylając usta. chociaż w myślach mam tylko bezwdzięczne 'odejdź'.
|
|
 |
nienawidzę naszych sprzeczek. odnoszę, wtedy wrażenie, że z dłoni wypadło mi coś niesamowicie cennego. mam świadomość, że upadające na podmokłą przez tanie wino podłogę uczucie zostanie zrysowane na stałe, bezpowrotnie. zdruzgotana owym zdarzeniem staram się znikomo zebrać je z podłogi, swoimi drżącymi dłońmi. ocieram je o swoją zwiewną sukienkę z nadzieją, że uda mi się zetrzeć ślad, niewypowiedzianych myśli i błędnie wypowiedzianych słów. ale rysa jest nie do pokonania. starasz się zetrzeć wyrzuty sumienia, cofnąć czas odbijając na nim tylko ślady swoich wybrudzonych od roztartej szminki palców, pogarszając sytuację.
|
|
 |
jeszcze jedno słowo kotku, a zawołam kolegę, żeby zamknął Ci Twoje usteczka. tak jak lubisz najbardziej. tak jak robią Ci to klienci każdej nocy. przecież ubóstwiasz przychodzić nad ranem opalona od blasku latarni, czyż nie?
|
|
|
|