 |
pora się ogarniać, chyba pieprze już to w sklepach trzecia płyta, nadal we łbie pusto
|
|
 |
pusty śmiech, życie pełne prawdy bo wyścig szaleństwem, to sport ekstremalny
|
|
 |
odbierze pan telefon? chciałem powiedzieć cześć...
|
|
 |
poważność to sposób na zepsucie jutra
|
|
 |
chciałbym związać się z kimś powiedziałby supeł
|
|
 |
chciałem być z Tobą, mogłem być obok, niby mam łeb na karku lecz nie mogę żyć z głową. to spory problem, Ty policz alegorie, ich smak pije abstrakcja, wytrzyj usta o kontekst
|
|
 |
idę przed siebie, nie zatrzymuj mnie
|
|
 |
muszę pisać by wyrzucić z siebie troski o miłości, jej braku, śmiechu, strachu, codzienności. to moja karma, chcesz mnie skreślić? tym żyje, nie wiem czy się z tym urodziłem, wiem, że z tym zginę
|
|
 |
mógłbym wziąć dwa pióra, zanurzyć w atramencie, nucić "lecę, bo chcę", przecież życie jest piękne jak ptak przed horyzontem, gdy niebo moim lądem widząc ziemie napluć jej prosto w morde, mógłbym jak połowa tutaj równać pod krawężnik, zamykać sny w klatkach, pytać diabła "to tędy?" lizać jej zdjęcia przez szybę zamiast być z nią, kurwa mać, jaką świat bywa dziwką!
|
|
 |
nie stawiać na jedną kartę życia, dziś tego nie zmienię
|
|
 |
mógłbym cofnąć się w czasie, zrobić z byłej obecną, wtedy odebrać telefon, aby nie było wszystko jedno
|
|
 |
ja mógłbym cię nauczyć skrajnej bezczelności, gdy tragedie ludzi kwituje śmiech beztroski, mógłbym bo przychodzi mi to stanowczo zbyt lekko...
|
|
|
|